CHAPTER FOUR
Wysoki do nieba, a głupi jak trzeba.
"Może sens istnienia leży w tym, żeby umieć istnieć?" ~ Autor nieznany
-
Mogę ci zadać pytanie?
Mijała już trzecia godzina. Siedziałem na ziemi, oparty plecami o
ścianę i wpatrywałem się bezmyślnie w sufit. Już dawno
porzuciłem nadzieję, że mój telefon magicznie znajdzie się w
kieszeni, a lodowate i pozbawione czystej, ludzkiej litości serce
Jasmine drgnie pod warstwą nieczułości. Na próżno zdały się
moje groźby czy też namiętne uderzanie otwartą dłonią w szybę.
Jej determinacja wyprzedzała moje błagania o dobre kilometry. W
końcu postanowiłem zachować resztki godności i usiadłem pod
ścianą. Skinąłem głową, bo nie miałem siły dźwignąć się
na nogi i przemówić do mikrofonu.
-
Dlaczego jesteś taki cholernie uparty? Nie proszę przecież o
wiele. - Ponownie usłyszałem głos Jasmine, tym razem drżący od
nutki zdenerwowania oraz zaniepokojenia.
Czyżby
ewidentnie obawiała się, iż będę w stanie wytrwać w tym
przekonaniu aż do śmierci?
Wzruszyłem
ramionami. Przeniosłem wzrok na szybę i dopiero teraz zauważyłem,
że Jasmine na powrót stoi na równych nogach, pochylając się ku
mikrofonowi. Zza kaskady ciemnych, falowanych włosów widziałem
jedynie jej tlące się buntowniczo, ale łagodnie niczym iskierki
oczy. W końcu zdecydowałem się podnieść ze swojego miejsca,
przez co na powrót znalazłem się przy mikrofonie. Dostrzegłem
pewną zmianę na jej twarzy, jakby jawne zadowolenie, że w końcu
udało się jej coś zdziałać.
- To,
że tutaj jesteś nie upoważnia cię do szantażowania mnie, Jasmine
Anderson. Nieważne jak bardzo będziesz naciskać, nic ci nie
powiem. Przyjechałaś tutaj współpracować z nami, a nie
przeprowadzać chore wywiady. Nie sądzę, aby te pytania cokolwiek
ci pomogły. Poza tym twoja mama powinna cię nauczyć szacunku do
starszych...
-
Moja mama nie żyje. - przerwała mi brutalnie Jasmine, bezwiednie
zaciskając dłoń w pięść.
Chociaż utrzymywała grobową minę, nawet z tej odległości potrafiłem dostrzec drgającą nierytmicznie dolną wargę.
Chociaż utrzymywała grobową minę, nawet z tej odległości potrafiłem dostrzec drgającą nierytmicznie dolną wargę.
-
Oh... - wydukałem tylko w odpowiedzi, czując, że nawet w momencie
mojej chwilowej wyższości ponad innymi, ponownie zostałem
zepchnięty w cień ośmieszenia.
-
Zmarła, kiedy miałam siedem lat. Tata zabrał mnie z powrotem do
USA, bo stamtąd pochodzi. Uważał, że chociaż kocha Koreę
bardziej niż swój dom rodzinny, nie może tutaj żyć bez swojej
ukochanej. - Mówiła dalej oficjalnym, niemalże obojętnym tonem,
jednak jej oczy zdradzały coś zupełnie innego.
Coś,
czego nazwać nie potrafiłem. Coś, co sprawiało, że
czułem duszący ucisk w klatce piersiowej.
- Tak
więc dotychczas mieszkałam tam, zastanawiając się czy
kiedykolwiek tutaj wrócę... Aż do momentu, w którym ta wytwórnia
zgodziła się przyjąć mnie w kwestii zaplanowanego przez mojego
ojca projektu. Uwierz mi, za żadne skarby nie chciałam tutaj
przyjeżdżać, ale... może to właśnie jest moja chwila? Może to
mój czas, aby coś zmienić?
Jej głos diametralnie się zmienił. Zakończyła to gładko, z
jawną nadzieją w każdym kolejnym słowie, jakby sama próbowała
przekonać się do własnych przeświadczeń. Jej nieobecny wzrok
spoczął na mnie, a na twarzy pojawiło się chwilowe roztargnienie.
Gwałtownie odwróciła głowę jakby przestraszyła się mojego
intensywnego spojrzenia.
- To
nie miejsce i czas, żeby odpowiadać na zadane pytania. Ponadto,
sądzę, że ty sama doskonale znasz na nie odpowiedzi. W końcu, jak
powiedziałaś, jesteśmy do siebie podobni. Nawet jeśli uważam,
że jest zupełnie odwrotnie. Skąd niby możesz wiedzieć jaki
jestem naprawdę? - oznajmiłem po dłuższej chwili ciszy i
ściągnąłem słuchawki, odwieszając je z powrotem na swoje
miejsce.
*
Gdy skaczesz ze szczytu, przez ułamek sekundy znajdujesz się
ponad najwyższym punktem, aby następnie runąć na samo dno.
Większość ludzi podejmuje się tego wyzwania, podczas gdy
pozostali wybierają bezpieczniejszą drogę bądź zatrzymują się
przy ziemi, wiodąc proste, do niczego niezobowiązujące życie. Są
tacy, którzy trzymają skrzydła blisko siebie, podczas gdy inni
testują ich rozpiętość. I nieważne jak długo uda ci się
utrzymać w powietrzu, w końcu opadasz w dół. Nawet ptaki mają
swój limit. A jeśli zbytnio przeważysz szalę swoich możliwości,
spadniesz szybciej niż możesz przypuszczać. Kalkulacje nigdy nie
wnoszą niczego dobrego do życia. I choć spontaniczność jest w
stanie ściągnąć na ciebie masę nieszczęść, czasem działa
bardziej efektownie niż bierne obserwowanie jak życie przemyka ci
pomiędzy palcami.
Jeszcze nie wystartowałem, zwlekałem z rozpoczęciem nowego
rozdziału w moim życiu, a już czułem jak błękit nieba
przywołuje mnie do siebie. Błękit? Może bardziej pasuje
niebieski... Jednakże to zbyt ogólne określenie. Choć żadna
barwa nie jest w stanie określić koloru nieba.
Czy ten właśnie oto odcień niebieskiego miał mnie wznieść ponad
wszystko? Czy też zdradliwie zepchnąć w otchłań?
*
- Hyung-nim! Hyung!
Czułem gwałtowne
wstrząsy, które wprawiały w ruch materac oraz całe łóżko.
Czyjeś ręce uczepiły się mojego ramienia i bezlitośnie
maltretowały całe ciało. Otworzyłem jedno oko i próbowałem
wyostrzyć rozmazany obraz wielokrotnym mruganiem, jednak utrudniało
mi to ostre światło lampy. Jęknąłem cicho i chciałem naciągnąć
na głowę kołdrę, ale zorientowałem się, że została mi ona
odebrana. Może też dlatego moje stopy były takie zimne, chociaż
zwykłem spać w ciepłych ubraniach, gdyż jako dziecko
lunatykowałem.
- Aish! - Zamachnąłem się, aby odepchnąć od siebie wiszącego
nade mną Daesunga, ale z powodu chwilowego otępienia nie zrobiłem
tego zbyt skutecznie. - Która godzina?
- Piąta rano. - odparł zniecierpliwionym głosem i pociągnął
ponownie za moje ramię. - Wstawaj w końcu! Musimy się zbierać!
Szybko, szybko!
- Gdzie? - wychrypiałem zaspanym głosem, mając w myślach chytry
plan ponownego zaśnięcia, kiedy Daesung pobiegnie obudzić
pozostałych.
- Nie zadawaj bezsensownych pytań. Przecież Jiyong mówił wczoraj,
że dzisiaj jedziemy... Ekhem, „postawić pierwszy krok ku naszej
nowej przyszłości!” - zaakcentował w stosunkowo zabawny sposób
głos G-Dragona.
Zmarszczyłem czoło, próbując sobie usilnie przypomnieć kiedy
powiedział coś podobnego, ale doszedłem do szybkiego wniosku, że
podobne kalkulacje o tej godzinie i tak nic nie wniosą do mojego
życia.
- Pozostali już wstali? - Zsunąłem kaptur z głowy i wciągnąłem
skarpetki na stopy, jednocześnie próbując ogarnąć wzrokiem pokój
oraz poukładać sobie w myślach kolejność wykonywania porannych
czynności.
- Taeyang już jest na nogach od dawna, Seungri próbuje wstać, a
GD... Cóż, sam zapewne znasz odpowiedź na to pytanie. Jego to
nawet siła boska nie wyciągnie z łóżka. - wzruszył ramionami
chłopak i z charakterystycznym, szerokim uśmiechem opuścił
pomieszczenie.
W chwili, w której drzwi zostały zamknięte, opadłem z
powrotem na łóżko. Zamknąłem oczy, nastawiając się na to, że
w razie co, przyjdą mnie obudzić po raz kolejny. I choć byłem na
tyle zmęczony, że mógłbym ponownie zasnąć, pewna myśl
nawiedziła mój umysł, burząc spokój i podnosząc ciśnienie.
Jasmine.
Szybko wróciłem
do pozycji siedzącej i z irytacji wykonałem dziwny wymach rękami.
Od tamtego pamiętnego dnia w studiu nagraniowym ani razu nie
zamieniłem z nią słowa, a minęły dobre trzy tygodnie. Trwaliśmy
w dziwnej wojnie, która nie nabrała wymiarów zbrojnych, ale
opierała się na wymownym milczeniu. Jasmine usilnie starała się
mnie unikać, jednak od pozostałych członków zespołu wiedziałem,
że kiedy tylko nadarzyła się odpowiednia okazja, wypytywała o
mnie. Poza tym nikomu nie powiedziałem o zdarzeniach, które miały
miejsce pomiędzy nami. Uznałem, że lepiej o tym zapomnieć niż
robić z igły widły, a w dodatku szczerze wątpiłem, ażeby dla
osoby z zewnątrz miało to jakieś znaczenie. Teraz, kiedy wszyscy
przyzwyczailiśmy się do jej obecności, nie było na co narzekać.
Nawet jeśli wciąż nas zaskakiwała w najmniej oczekiwanych
momentach, przestała być groźna, a my traktowaliśmy ją na
normalnych warunkach. Był moment, w którym Seungri nawet zaczął
nazywać ją noona*,
co było o tyle dziwne, że zwykle on najbardziej się żalił na jej
egzystencję i darł z nią koty średnio każdego dnia
Taeyang niezbyt przepadał za jej towarzystwem. Za każdym
razem, kiedy ona się pojawiała, on po niecałych dwóch minutach
znajdował ciekawe zajęcie w zupełnie odrębnym miejscu. Raz nawet
udało mi się podsłuchać ich rozmowę, kiedy Jasmine dorwała go
na tarasie. W efekcie końcowym Taeyang nie udzielił jej żadnych
informacji na temat owej dziewczyny spotkanej tamtego pamiętnego
dnia. To osoba, której zagiąć w żaden sposób się nie da.
Zauważyłem, że Daesung jako jedyny nie miał większych
problemów z porozumieniem się z dziewczyną. Może to kwestia tego,
że jego uśmiech powierzchownie mógł uleczyć każdą mentalną
ranę i uraz. Nawet jeśli przypadek Anderson był wyjątkowo ciężki.
Na początku ewidentnie zaszła mu za skórę, ale ostatnio chłopak
odzyskiwał pełnię życia, chociaż los nie był dla niego łaskawy
przez ostatnie parę miesięcy.
Z kolei G-Dragon... Wszedłem do jego pokoju po szybkim
wyborze garderoby i patrzyłem właśnie na bezradnych chłopaków,
którzy szukali sensownego sposobu, żeby wyrwać go ze snu. Nic
dziwnego, że nie chciał podnosić się na nogi, skoro w ostatnich
tygodniach jako jedyny pracował od rana do wieczora. A obecna
godzina niezbyt wpasowywała się w ludzki harmonogram. Jednak nie
oszukujmy się, że bycie liderem do czegoś zobowiązuje.
Po dłuższej chwili doszedłem do wniosku, że nic nie
wskóram plątaniem się pod nogami. W takim wypadku normalny
człowiek pomaszerowałby do lodówki, ale ja czułem jedynie mdlące
ssanie w żołądku i to wcale nie z powodu braku pożywienia.
Niegdyś uwielbiałem jedzenie, a dzisiaj wystrzegam się go jak
ognia - zawczasu doprowadziło to mnie do nadwagi i przez to moja
szansa na znalezienie się w zespole wisiała na włosku. Gdyby nie
determinacja, ażeby schudnąć, pewnie nigdy nie stanąłbym na
scenie z Big Bang. Ostrożności nigdy nie za wiele, a nie chciałbym
przykrej powtórki z rozrywki, nawet jeśli nad moją dietą czuwa
sztab ludzi.
Nie wiem dlaczego, ale jakaś siła wewnętrzna skierowała
moje kroki do wyjścia. Zamknąłem za sobą drzwi apartamentu i
podreptałem oświetlonym korytarzem hotelowym, by następnie
przemierzyć schody dwa piętra niżej. Nim się obejrzałem,
sterczałem przed drzwiami do apartamentu Jasmine. Było wcześnie,
zapewne jeszcze spała, ale wedle jej życzenia mieliśmy stawiać ją
na nogi w zależności od zdarzeń. Tak więc podniosłem rękę i
trzykrotnie zastukałem.
Minuta całkowitej ciszy, którą spowity był korytarz. Nie
dochodził mnie żaden szmer. Nic dziwnego, skoro moje pukanie
przypominało dreptanie myszy polnej. Zaryzykowałem i powtórzyłem
czynność z nieco większą gwałtownością.
Śpi czy udaje? Raczej mało prawdopodobne, żeby w tych
godzinach nie było jej w środku, bo kto normalny szlaja się nocą
po niebezpiecznych ulicach Seulu?
- Jasmine? - powiedziałem niekontrolowanie, nawet tego nie
przemyślawszy i znów nadstawiłem uszy w oczekiwaniu na jej
odpowiedź.
Martwa cisza.
Nieco skonfundowany, naparłem na klamkę, która, o
dziwo, ustąpiła. To całkiem naturalne, że powinna się na noc
zamykać, w pewnym sensie daje to większe poczucie bezpieczeństwa.
Zajrzałem do pogrążonego w całkowitej ciemności salonu i cicho
zamknąłem za sobą drzwi.
- Jasmine? Jesteś tu? - Co za
głupie pytanie! Myśl, Seunghyun, myśl chociaż od czasu do czasu!
Postawiłem parę kroków i już na
wstępie omal nie zwaliłem wazonu kwiatów z jednego ze stolików.
Kto, do jasnego pioruna, stawia meble na przejściu?! Oddychając jak
najciszej potrafiłem, przesunąłem wazon na jego uprzednie miejsce
i skierowałem swoje kroki ku łunie mdłego światła, sączącego
się z przymkniętych drzwi sypialni.
Potrzebowałem krótkiej
chwili, by odnaleźć wzrokiem sylwetkę Jasmine, kiedy w końcu
znalazłem się u progu pomieszczenia. Siedziała na posadzce,
wsparta o bok materaca, obracając w palcach swój telefon komórkowy.
Sądząc po jej kompletnym ubiorze z dnia wczorajszego jeszcze nie
zdążyła zmrużyć oka. Jej wzrok ani na nędzny ułamek sekundy
nie spoczął na mojej osoby. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w
to elektroniczne urządzenie, choć jej twarz jednocześnie wyrażała
całkowity brak emocji. Zbliżyłem się do niej i pochyliłem,
wspierając dłonie o kolana. Przekrzywiłem nieco głowę, żeby móc
lepiej widzieć jej oblicze.
- Przyszedłem ci oznajmić, że
musimy się zbierać. Dam ci chwilę, żebyś wzięła prysznic, ale
nie więcej niż piętnaście minut.
Wypowiadając te słowa, miałem
wrażenie, że zachowuję się co najmniej obcesowo i nietaktownie,
bo moja rozmówczyni nie wyglądała na najszczęśliwszą osobę pod
słońcem. Czekałem cierpliwie na jej odpowiedź. Westchnąłem, nie
dostrzegając u niej żadnej reakcji, więc dlatego też ponownie się
wyprostowałem z rezygnacją.
- Jak tam sobie chcesz... -
wymamrotałem i odwróciłem się, żeby opuścić jej pokój, a tym
samym udać się z powrotem na górę oraz oznajmić wszystkim, że
Jasmine nie jest dzisiaj zdolna do współpracy.
Cichy szloch...
Przystanąłem,
zaalarmowany tym odgłosem i ponownie zajrzałem przez ramię, ażeby
spojrzeć na twarzy ciemnowłosej. Zaciskała pobielałe wargi,
usilnie próbując powstrzymać kolejne niekontrolowane dźwięki,
podczas gdy jej policzek zalśnił od napływających w przesadnie
obfitej ilości łez. Spuściła głowę na tyle efektownie, aby
ukryć swoją chwilę słabości, ale nie była w stanie powstrzymać
irytującego drgania ramion. A ja stałem tam, kompletnie bezradny,
napinając i rozluźniając mięśnie dłoni podczas zaciskania ich w
pięść. Wewnętrzne panikowałem, chociaż też nie mogłem
sprecyzować co wyraża moje oblicze. Pod moimi nogami zalewa się
łzami dziewczyna, a ja jak profesjonalny tchórz szukam okazji i
argumentu do ucieczki.
Co robić, co robić?!
Najwidoczniej nie pozostało
mi nic innego jak zbliżyć się do niej z wolna i okazać chociaż
trochę współczucia, nawet jeśli nie jestem w stanie określić
przyczyny płaczu. I tak też wówczas zrobiłem. Nie wiem co mną
kierowało. Przez ostatnie tygodnie żyliśmy w istnej separacji.
Kiedy na nią patrzyłem, w ogóle nie dostrzegałem nikogo wartego
uwagi. Właściwie to ledwo postrzegałem ją jako kobietę. Więc
dlaczego teraz nawiedzało mnie uczucie, że mam przed sobą zupełnie
inną osobę? Osobę, która potrzebuje ratunku. Właśnie teraz.
W iście „magiczny”
sposób nagle znalazłem się tuż obok niej na podłodze. Z początku
mój wrodzony uraz do otwartego dotyku hamował moje kolejne ruchy,
jednak w końcu udało mi się otoczyć ją ramieniem. Było to o
tyle niezręczne i nieudolne, że ona w ogóle nie reagowała na moje
zachowanie, teraz kryjąc twarz w podkulonych kolanach. Bezwiednie
zacisnąłem rękę na jej przedramieniu i to spowodowało, że
jakimś cholernym cudem jej głowa znalazła się na mojej klatce
piersiowej. Uczepiła się marynarki i tłumiła szloch w miarę
możliwości, a jej żałosne wycie odbijało się echem w moich
uszach, wwiercając z pokłady ludzkiej wrażliwości. Nieważne za
jak wredną jędzę ją uważałem - wciąż była człowiekiem. A
jako istota ludzka miała prawo do łez i bezsilności.
Dlaczego to robiłem? Sam
nie wiem. Obudziło to we mnie opiekuńczy instynkt, choć nigdy nie
musiałem się nikim zajmować. Nawet w zespole to ja byłem otoczony
opieką, a nie moi młodsi „bracia”. Owszem, należałem do osób
wrażliwych, ale umywałem ręce od odpowiedzialności. Ponadto,
rzadko kiedy działałem spontanicznie. Wolałem wszystko rozsądnie
przemyśleć, ale obecność Jasmine w niewytłumaczalny sposób
zmuszała mnie do innych czynów, nie zawsze zgodnych z moją wolą.
Zupełnie jak w zaistniałej sytuacji.
Siedziałem tam dłuższą
chwilę, nie zwracając uwagi na niewygodną pozycję w jakiej się
ułożyłem. Bałem się ruszyć, myśląc, że to uprzytomni
Jasmine, iż przebywam z nią w jednym pomieszczeniu. Ani razu się
nie odezwała od momentu, w którym pojawiłem się w jej sypialni.
Jednak ciszę przerwały silne wibracje w lewej kieszeni moich
spodni. Wolną ręką dobyłem telefonu i zerknąłem na wyświetlacz
- Daesung próbował się do mnie dodzwonić, a sądząc po godzinie
jaka znajdowała się na wyświetlaczu, była już pora wyjazdu.
Przeczekałem chwilę, ażeby połączenie zostało przerwane, po
czym wystukałem szybką wiadomość o następującej treści:
„Nie czekajcie na mnie. Mam coś pilnego do załatwienia.
Złapię was później. Przepraszam. /Tabi”
Domyślałem się, że po tej
wiadomości tekstowej dostanę serię pytań, bo takie wytłumaczenie
nie mogłoby ich zaspokoić, dlatego też dla własnego
bezpieczeństwa wyłączyłem telefon.
Przychyliłem się
nieco, próbując dostrzec wyraz twarzy Jasmine. Jej spokojne i w
dodatku nienaturalnie niewinne oblicze, przymknięte, ale wyraźnie
opuchnięte od gorzkiego płaczu oczy i głęboki oddech świadczyły
tylko o jednym.
Spała. I to w dodatku
na mnie.
Jedyne co pamiętam z
następnych wydarzeń to to, że również usnąłem z istnym
mętlikiem w głowie, mając na myśli setki pytań i najróżniejsze
przerażające wizje, które mnie spotkają, kiedy Anderson
zorientuje się w jakim jest położeniu. Jednakże ostatnie co
jestem w stanie przywołać w pamięci to brzask wschodzącego słońca
i jej kojące ciepło tuż obok mnie.
*
Ostatnio postarałam się trochę i dokończyłam zwiastun, który zaczęłam jeszcze zanim to opowiadanie zostało stworzone. Fakt faktem, nie jest on najwyżej klasy, ale mam nadzieję, że niektórych zachęci do czytania i ułatwi zadanie w rozróżnieniu bohaterów oraz da wam jakieś wyobrażenie o nich.
Rozdział dedykuję Snooki, gdyż jest ona niezwykle wierna temu blogowi i to właśnie ona wypytuje się o każdy kolejny rozdział. Poza tym jest niesamowicie utalentowaną pisarką i czuję się zaszczycona faktem, że czyta moje opowiadanie. Dziękuję Ci za to.
Przepraszam również za brak komentarzy pod waszymi ostatnimi postami. Z racji tego, że szkoła powróciła mam teraz mniej czasu na poświęcanie uwagi blogom, ale z racji tego, iż jest weekend, nadrobię wszystkie zaległości. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie.
Tacos rule,
To chyba najlepszy do tej pory rozdział. Ukazałaś zupełnie inne oblicze Jasmine. Na początku, ta opowieść o stracie matki i wyjeździe do USA z ojcem. Musieli czuć się naprawdę źle i tęsknić za Koreą. Chociaż, Jasmine stwierdziła, że wróciła tu tylko dla projektu.Potem ten sen Hyung'a o błękicie nieba...aż się rozmarzyłam. Ale pobudka o 5 rano? :o Jesteś nieludzka! :D Oj ten GD to straszny leń :) Dobrze, że Hyung wszedł do pokoju Jasmine. Ona chyba potrzebowała wsparcia, mimo tego, że nie odzywała się, a potem zasnęła. Stwierdziłaś, że chłopak zawsze lubi przemyśleć to, co ma zamiar zrobić, ale tu niespodzianka! Co było powodem jej płaczu? Mam nadzieję, że wszystko wyjaśnisz w następnych rozdziałach :) Pozdrawiam :* [weasley-diary]
OdpowiedzUsuńZaczęłam wczoraj czytać Twojego bloga i w miarę możliwości dzisiaj skończyłam 4 rozdział! Naprawdę mi się podoba. Choć Big Bang nie jest jakąś szczególną dla mnie grupą, ale lubię ich i przyjemnie się czyta o nich fanfick- zwłaszcza tak ślicznie napisany. Naprawdę świetnie się to czyta. Postacie Jasmine i ledwo co wprowadzonej Go Hyemi (bo chyba będzie coś więcej o niej?), są naprawdę ciekawe, a zwłaszcza Andersen. Tylko zastanawiało mnie czemu Jasmine nie wiedziała jak nazywać T.O.P, skoro pisze o nich biografię, więc chyba ma jakieś pojęcie o tym? Haha. Ale mniejsza o to.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, że wplątujesz tutaj wszystkie realne wydarzenia, jakie spotkały Big Bangów- wypadek Daesunga czy inne, których nie pamiętam XD". Swoją drogą, użyłaś obrazku ślicznej Suzy do Jasmine- to fajnie, bo cały czas ją wyobrażam, a ja lubię ładne bohaterki XDDD. W dodatku Suzy wydaje się być w życiu też taką trochę wredną osobą, więc idealnie pasuje do tej "roli". W każdym bądź razie, jestem ciekawa co dalej! Jest tak wiele nierozwiązanych spraw, o których chcę się dowiedzieć! Pozdrawiam serdecznie.
Wygląd piękny ofcourse *,*. A dedykacja pod rozdziałem sprawiła, że ten dzień stał się piękniejszy. I wiedz, że zawsze pozostanę wierną fanką "OrchardOfHearts" tak samo jak każdej historii o naszych cudownych Koreańczykach, jaka powstanie spod Twoich rąk :). Ale przejdźmy do tego jakże cudownego rozdziału, którego w końcu się doczekałam *,*.
OdpowiedzUsuńWyznanie Jasmine mną zszokowało. Opowiedziała T.O.P o swojej mamie i ojcu. O śmierci i wyjeździe do USA. Powrocie... może i mówiła to niełamiącym się głosem, ale sam Tabi zauważył w jej oczach zmianę. Ta dziewczyna mimo wszystko cierpi i wydaje mi się, że ta maska zimnej suki (tak jest, bądźmy szczerzy) to tylko taka przykrywka... Kto wie, może to właśnie T.O.P pozna ją bliżej? Dostrzeże w niej tą lepszą stronę? Ponadto ciekawi mnie, dlaczego Jasmine tak bardzo się go uczepiła... to naprawdę intrygujący wątek.
Podkład dobrany idealnie. Kocham tę piosenkę *,*. A tekst pod nim niesamowicie intrygujący i dający do myślenia. Podoba mi się, naprawdę. Sama jestem ciekawa, czy ten błękit jest jakimś znakiem. Czy ma go zepchnąć w otchłań, czy też wznieść ponad wszystko...
Nie martw się, T.O.P. Ja również lunatykuje i śpię w ciepłych ubraniach. Nawet, gdy jest lato :D. Coś nas łączy! Nie ma to jak „postawić pierwszy krok ku naszej nowej przyszłości!” o piątej nad ranem... no kto by wstał? Ja na pewno nie xD. Ze mną byłoby podobnie jak z GD - siła Boska nie wywlokłaby mnie z łóżka. Oj niee xD. Dlatego szacun dla Taeyanga i Daesunga. To cud, że w ogóle kontaktowali :D. Minęły trzy tygodnie od rozmowy w studio, a T.O.P i Jasmine nie zamienili ze sobą ani słowa? W dodatku dziewczyna go unikała? ONA? No i stała się mniej groźna, Seungri zaczął ją nazywać nooną? Wow. To mnie zagięło. Ale nie przestała drążyć tematu znajomej Taeyanga, a ten na całe szczęście pozostaje nieugięty. I bardzo dobrze. Wcale się nie dziwie, że SOL za nią nie przepada.
T.O.P zapewne nigdy nie zapomni momentu swojego życia, gdy miał nadwagę. Nic dziwnego, że zwraca uwagę na jedzenie i za nic w świecie nie chce przytyć. Zapewne jest to trudne, ale nie wątpię, iż jego dzieciństwo musiało być z tego powodu bardzo bolesne. Cieszę się jednak, że znalazł w sobie na tyle siły i determinacji, by schudnąć i sięgnąć po swoje marzenia. Nie wszystkich stać na taką odwagę.
T.O.P powędrował do apartamentu Jasmine... mimo wszystko coś go do niej ciągnie, bądźmy z sobą szczerzy. Gdy drzwi były otwarte coś mną zaniepokoiło... potem ten marny widok Jasmine, wpatrującą się w komórkę... I szloch. Słabość, której nie chciała okazywać. Którą próbowała powstrzymać. Wiesz co pomyślałam w tamtej chwili? Że ta dziewczyna musi czuć się strasznie samotna. Tak naprawdę nie ma ani jednej osoby, na którą mogłaby liczyć. Nikogo, z kim mogłaby szczerze porozmawiać, wypłakać się na ramieniu. I właśnie tutaj mimo wszystko zaczyna się rodzić moja sympatia do niej. Zaczynam ją rozumieć i jest mi jej po prostu szkoda. I cieszę się, że właśnie w tamtej chwili pojawił się Seunghyun, odrzucił na bok swoją niechęć i po prostu ją przytulił. Jeden gest, a naprawdę wiele znaczy. I zgadzam się z tym, że każdy człowiek - nawet ten, który nigdy nie okazuje emocji i udaje kogoś nadzwyczaj twardego - ma prawo do chwili słabości. Nie jesteśmy robotami bez uczuć, choćbyśmy się bardzo starali nimi być. Mam tylko ogromną nadzieję, że Jasmine po wybudzeniu nie zacznie wyzywać T.O.P ani nie rzuci się na niego z pięściami. Powinna być wdzięczna za to, że jej nie zostawił. Nie udał, że nie dostrzega jej łez i nie odszedł, a po tym wszystkim, co mu zrobiła miał do tego pełne prawo. Ponadto wydaje mi się, że to będzie jakiś przełom w ich relacjach. Jestem niesamowicie ciekawa, jak to wszystko dalej się potoczy.
Czekam z utęsknieniem na piątkę *________*. Największa z największych, najwierniejsza z najwierniejszych fanek http://media.tumblr.com/tumblr_lyjkjxKVJ51r20ysn.gif
Cóż widząc poprzednie komentarze, poczułam się strasznie malutka! Ja tak komentować nie potrafię! Więc z góry przeprasza, za mizerny i krótki komentarzyk *inaczej go nazwać nie potrafięXD*
OdpowiedzUsuńJasmine, Jasmine, Jasmine...i co ja mam tutaj napisać. Raz ją lubię innym razem mam ochotę ją udusić. Skrajna postać^^
Lubię T.O.P 'a jest taki słodki...i nieszablonowy:D No idealny w swoich dziwactwach:D
Pozdrawiam!
http://wieczne-uczucie.blogspot.com/ Serdecznie zapraszam na rozdział 2. :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak późno, jednak albo przeoczyłam informację o nowości albo zapomniałaś mnie poinformować. W każdym razie jestem i mam nadzieję, że następnym razem będę raczej regularna. Teraz szkoła i te sprawy, ale postaram się to pogodzić. Twój szablon jest taki śliczny, niby naturalny, zwyczajny, a naprawdę bardzo mi się podoba. Ciekawy, długi rozdział. Piszesz naprawdę fantastycznie, masz taki swobodny styl, łatwo i przyjemnie można wkręcić się w to opowiadanie. Motyw Koreańczyków i zespół, a ponadto tak dużo opisów. Z reguły wolę dialogi, jednak nie w Twoim przypadku. Masz talent, to już pewnie wiesz, więc przejdę do rozdziału. Muszę zgodzić się z pierwszym komentarzem, coś sprawiło, że ten rozdział i ja uznałam za najlepszy. Treść, emocje, intrygacja. Szkoda mi Jasmine, opuściła ojczyznę, straciła matkę, wiele przeszła. Zaskoczyła mnie tym wyznaniem. Dobrze, że może liczyć na wsparcie Hyung, a jeszcze w dodatku ta jego wyobraźnia. Nie byłaby tak wielka gdyby nie Ty, nie byłaby tak dobrze opisana, gdyby nie Ty. Nie wiem czy już o tym wspominałam, ale wcześniej nie znałam tej grupy, jednak dzięki Tobie zaczynam ją poznawać. Nawet ostatnio przesłuchałam kilka kawałków. Nie mogę powiedzieć, żeby był to mój styl, ale bardzo interesująca muzyka.
OdpowiedzUsuńU mnie także od kilku dni nowy. Zapraszam, jeśli znajdziesz chwilę :)
marsz-mendelsona.blogspot.com/