CHAPTER FIVE
Szczęście głupim sprzyja.
"I want to live freely without being bound to something." ~ T.O.P
Opowiem wam
historię. Historię o chłopcu, który wierzył we wszystko, co
inni bagatelizowali. I dziewczynie. Dziewczynie, która była
ucieleśnieniem wszystkiego, w czym ów chłopak pokładał wiarę. I
choć los najprawdopodobniej nie wiódł ich ku szczęśliwemu
zakończeniu, on miał nadzieję zatrzymać jej obraz tylko i
wyłącznie dla siebie. Nie chciał się nią dzielić z okrutnym
światem, choć niebawem miał zdać sobie sprawę, iż ona
doświadczyła jego nieczułości oraz obojętności bardziej niż
mogło mu się wydawać.
Historia ta ma
swój początek pewnego pochmurnego popołudnia i trwa po dzień
dzisiejszy. Kto wie, kiedy się zakończy? W zasadzie... nie liczy
się ani czas, ani miejsce. Najważniejsi są oni. Oraz moment, w
którym ich oczy się spotkały. Po raz pierwszy. Jednak nawet jeśli
on doskonale to pamięta - ona nie mogła. Dla niej liczył się
dotyk i jego głos. Dla niego ważne były jej oczy i uśmiech.
Wszystko to, co mógł chłonąć wzrokiem. A ona? Ona wolała czuć
go sobą. Po zapachu, dotyku, głosie. Czy wolała? Sam nie wiedział.
Mógł jedynie zgadywać, gdyż w głębi serca pragnął, by ona
pożądała go tak bardzo, jak on jej.
Miłość od
pierwszego wejrzenia... Jak skomplikowane i niemalże lekceważące
mogą być reakcje ludzkiego serca na widok drugiej osoby. Choć
rozsądny i poprawny obywatel tego świat określiłby to jako
chwilowy skurcz serca, on wolał trzymać się swoich świętych
racji o niecielesnym zauroczeniu. Ludzie już dawno przestali wierzyć
w rysunkowe miłostki, opierające się na obopólnym zaufaniu i
prawdziwym uczuciu. On jednak uparcie się tego trzymał i cierpliwie
czekał. Aż do tego dnia, który stał się dla niego nagrodą, jak
i przekleństwem.
A ona? Ona
nie wiedziała. Może nie chciała wiedzieć. Może nie dane jej było
wiedzieć. I choć pragnęła miłości tak bardzo jak on, może
przestała w nią wierzyć. Ale czy istnieje sposób, abyśmy byli w
stanie to stwierdzić? Nie było to wypisane na jej twarzy. Nikt nie
był w stanie rozszyfrować jej roześmianego oblicza. Nikt ani nic.
Nikt. Nawet on.
Ale mógł
ją nauczyć miłości. Czekał na nią tak długo, jednakże nigdy
nie był dostatecznie przygotowany. Bo czy ktokolwiek jest w stanie
przewidzieć nieoczekiwane? Czy ktokolwiek jest zdolny przygotować
się na miłość, nie smakując jej trudu i cierpienia?
Cieszył
się, że ją spotkał. Przez jedną, krótką chwilę uwierzył, że
wszystko idzie zgodnie z planem, wszystko ma sens i wszystko jest dla
niego łaskawe. Chociaż na ten moment; w teraźniejszości, w której
się egzystuje. W końcu, po tylu przebytych przeciwnościach losu,
błędach i żmudnym czekaniu.
A ona? Nie
widziała jego radości. Nie widziała jego twarzy. Nic nie widziała.
Jedynie ciemność i powierzchowną samotność. Była tam całkiem
sama, choć czuła jego oddech, jego zapach, jego ciepło.
Była
ślepa. Tak jak ślepa była jego miłość.
*
Otworzyłem
oczy i podniosłem leniwie głowę. Czułem przenikliwy ból w
obrębie szyi i gwałtownie napływającą krew do moich odrętwiałych
nóg, kiedy to spróbowałem na powrót zawładnąć mięśniami w
moim ciele. Zamrugałem z irytacją, zdając sobie sprawę, że to
światło słoneczne drażni mnie w tak bezlitosny sposób.
Potrzebowałem krótkiej chwili na wypełnienie pustki w mojej głowie
sensownymi myślami, a także ogarnięcie gdzie tak właściwie się
znajduję poza tym, że na niewygodnej podłodze i w dziwnej pozycji.
Kolejne dziesięć sekund zajęło mi dojście do wniosku, że na
moich kolanach spoczywa głowa Jasmine, której twarz została
przykryta przez kurtynę nieco potarganych włosów, ale i tak
dostrzegałem czarne smugi na jej policzkach po strumieniach łez,
które przelały się dzisiejszego ranka. Próbowałem dociec w
którym momencie zmieniła położenie, ale, niestety, mój mocny sen
nie pozwolił mi poukładać wszystkiego chronologicznie, a nawet
chociażby skojarzyć podobne scenerie. Prawdopodobnie byłem na tyle
obojętny, że nie zwróciłem uwagi. Wolną ręką rozmasowałem
obolałą szyję i rozejrzałem się w poszukiwaniu jakiegokolwiek
urządzenia, informującego o aktualnej godzinie. Przeszywał mnie
zimny dreszcz na myśl o tym, że słońce za oknem jest już wysoko
na niebie, więc nie spodziewałem się zbyt pozytywnych wieści.
I miałem rację - dochodziła pierwsza po południu, co dla
mnie oznaczało czterokrotny zgon w momencie, kiedy spotkam się z
pozostałymi członkami zespołu. Czy ja się łudziłem szybką
śmiercią? Oczywiście, że nie. Zrobią wszystko, aby rozłożyć
to w czasie i sprawią, że poczuję to w każdej kości, nawet
najmniejszej chrząstce albo wręcz komórce mojego ciała. Mogłem
śmiało stwierdzić, że po raz pierwszy od dłuższego czasu będą
w czymś zgodni, choć ewentualnie mogą prowadzić debaty nad
sposobem rozczłonkowania mnie - jedni będą za piłą mechaniczną,
a drudzy za powolnym rozrywaniem.
Przez chwilę myślałem intensywnie nad sposobem
załagodzenia napiętej atmosfery, kiedy stanę z nimi twarzą w
twarz, ale jeszcze bliższa była mi kwestia przetransportowania
Jasmine na łóżko bez uprzedniego budzenia jej ze snu. Ostrożnie,
starając się minimalnie zmienić jej aktualną pozycję, umieściłem
ją w swoich ramionach. Zdałem sobie sprawę, że to o tyle trudne
zadanie, iż będę musiał ją podnieść, a szczerze wątpiłem w
swój mało rozwinięty system mięśniowy - stawiałem na klasę, a
nie biceps. Pierwsza próba zakończyła się fiaskiem, chociaż
dziękowałem Bogu i wszystkim zastępom aniołów, że Jasmine
pozostawała niewzruszona na moje działania. W końcu obmyśliłem
skomplikowaną metodę na całe przedsięwzięcie i ulokowałem
dziewczynę w łóżku, przykrywając ją starannie narzutą, gdyż
wydobywanie kołdry spod jej ciała mogłoby być zbyt ryzykowne.
Krótką chwilę zajęło mi bezczynne sterczenie nad jej uśpionym
obliczem i wpatrywaniem się w nią niczym urzeczony chłopiec, ale
automatycznie przywołały mnie inne, budzące grozę obowiązki.
Opuściłem sypialnię dziewczyny, przymknąłem starannie i
bezszelestnie drzwi i udałem się do najbardziej oddalonego miejsca
w apartamencie dziewczyny, żeby dobyć telefon komórkowy.
Jęknąłem na widok listy nieodebranych połączeń i wypchanej
skrzynki mailowej pełnej pogróżek oraz adresów zakładów
pogrzebowych, żeby to ja osobiście mógł wybrać dla siebie
dogodną trumnę. Jeśli już miała dotknąć mnie kara, to
przynajmniej chciałem to zrobić z honorem. Dlatego wysłanie sms'a
nie wchodziło w rachubę. Wykręciłem numer do najbardziej
neutralnej osoby, czyli Daesung'a i czekałem z rozszalałym sercem,
aż sygnał zostanie przerwany przez jego głos. Nie minęło pięć
sekund, a usłyszałem charakterystyczne dźwięki, które świadczyły
o nawiązaniu połączenia.
-
Siostra dzwoni. Zaraz wrócę. - Usłyszałem wyraźnie głos
D-Lite'a przy akompaniamencie innych ludzkich głosów oraz ogólnego
gwaru, który zwykle towarzyszył naszej ekipie technicznej.
Czekałem
krótką chwilę nim w tle zapadła względna cisza, przerywana
dziwnym stukotem.
-
Hyung, w mordę jeża,
gdzie ty jesteś?! - wyparował zadyszany Daesung, który
najwidoczniej pokonał tę trasę w biegu.
- Coś
mi... wypadło. -wybąkałem po głuchym milczeniu jakie nastało
pomiędzy nami.
- Na
tyle godzin?! Weź się ogarnij i przyjeżdżaj... Zaraz, gdzie ty w
ogóle jesteś teraz? Albo może lepiej będzie jak nie
przyjedziesz... Jakoś cię usprawie-... - Jego głos gwałtownie się
urwał, podczas gdy ja sam odniosłem wrażenie, że jakiś
niepokojący dźwięk zamykanych drzwi dotarł do moich uszu.
-
Taeyang, nie...! Przestań...! - Dobiegł mnie donośny szept
Daesung'a oraz charakterystyczne odgłosy szarpaniny.
Mój
rozsądek podpowiadał mi, żebym skorzystał z okazji i się
rozłączył, ale męska duma oraz chore bohaterstwo nie pozwalało
na taki czyn. Nawet jeśli bym chciał, nie byłem w stanie kiwnąć
nawet najmniejszym palcem. A może to nie odwaga, a jedynie cholerne
tchórzostwo?
-
Halo? Tabi? - wypowiedział te słowa do słuchawki Taeyang, który
najwyraźniej wygrał tą krótką bitwę o telefon komórkowy, a ja
jedynie chrząknąłem potwierdzająco w odpowiedzi. - Ładna mi
siostra, Daesung-ah... To było oczywiste, że zadzwoni najpierw do
ciebie, bo ty nie masz serca, żeby go porządnie opieprzyć. -
zwrócił się do przyjaciela, ale ja doskonale wiedziałem, że i on
sam nie jest w stanie tego zrobić, o czym świadczyła głucha cisza
po jego ostatnich słowach.
Odetchnąłem cicho z ulgą, dziękując nieboskłonowi za to,
że to Taeyang, a nie kto inny dorwał się do urządzenia. Tylko
jedna osoba mogła mnie ustawić do pionu. A tą osobą niewątpliwie
był...
-
Dawaj komórkę.
Nie
wiem jak, nie wiem skąd, ale pojawiła się jeszcze osoba trzecia,
której przybycia uprzednio nie zarejestrowałem. Dopiero teraz
przeszył mnie dreszcz i już przychodziło mi na myśl milion
powodów dla których powinienem zostawić Jasmine w cholerę, a tym
samym pojechać razem z nimi. Właściwie „ta osoba” nie była
jeszcze tak straszna w porównaniu z dyrektorem wytwórni, z którym
również będę musiał się zapewne zmierzyć w najbliższym
czasie, jeśli dojdą go pogłoski o moim rzekomym lekceważeniu
obowiązków.
-
Jiyong, nie rób takiej miny. O wiele bardziej uroczo wyglądasz jak
się uśmiechasz. - wtrącił się Daesung, a ja oczami wyobraźni
próbowałem sobie zobrazować sytuację, w której śmiertelnie
poważne oblicze Ji taksuje teraz morderczym spojrzeniem barczystą
sylwetkę D-Lite'a, który mógł sprawiać wrażenie postawnego
mężczyzny, ale w istocie był tchórzliwym chłopczykiem.
-
Mówię poważnie. Daj komórkę. - G-Dragon zignorował słowa
swojego przyjaciela i wciąż czekał, aż Taeyang powierzy mu
urządzenie.
Wsłuchiwałem się w ciszę po drugiej stronie, ale rozsądek nie
pozwalał mi nawet na nieco głębsze zaczerpnięcie powietrza w
obawie przed ujawnieniem swojej obecności. Po chwili jednak, ku
mojemu zdziwieniu połączenie samo z siebie zostało przerwane.
Spojrzałem na wyświetlacz, by się upewnić czy to przypadkiem nie
wina baterii. Jednak wszystko wskazywało na to, że druga strona po
prostu się rozłączyła. Zastanawiałem się czy bardziej honorowe
i ułaskawiające będzie ponowne nawiązanie połączenia, ale nim
dokonałem wyboru, otrzymałem wiadomość tekstową od Seungri,
która brzmiała mniej więcej tak:
„POD ŻADNYM POZOREM
NIE ODBIERAJ!”
Nim jednak zdążyłem się nad tym zastanowić, otrzymałem
kolejną wiadomość, tym razem od samego Jiyong'a, którego
obawiałem się najbardziej.
„Jak nie odbierzesz,
to śpisz dzisiaj na wycieraczce.”
Dlaczego
miałem wrażenie, że nie żartuje? Jednak nim dogłębniej
zanalizowałem sens tych dwóch wiadomość, niemal równocześnie
doszły dwie wiadomość, tym razem od Daesung'a, który najpierw w
pierwszej informował, że jakoś to ogarnie, a chwilę później
wywiesił białą flagę, twierdząc, że irytacja GD wymsknęła im
się poza kontrolę i sam muszę to rozwikłać.
Targnęło mną dziwne, ale raczej negatywne uczucie. Jestem z
nich najstarszy, a bezustannie otrzymuję polecenia, tak jakbym albo
był niespełna rozumu albo wyjątkowo niedojrzały. Co do tego
drugiego, nie miałem najmniejszej wątpliwości, ale czy ich
braterska troska nie wkraczała już w obręb mojego poczucia
komfortu?
Zdałem sobie sprawę, że od pewnego czasu żyję w klatce.
Od kiedy tylko dołączyłem do zespołu, mój każdy ruch był
nieustannie kontrolowany. Na początku mi to nie przeszkadzało -
byłem młody, frywolny i nieustannie popełniałem masę błędów,
które przystały na wyjątkowo dziecinnego młodzieńca. Wówczas
byliśmy przyjaciółmi, którzy poznawali siebie poprzez wspólną
ciężką pracę - teraz powoli przeobrażamy się w rodzinę, która
zwiększa dystans pomiędzy sobą, szukając własnego kąta, bo jest
zmęczona trzymaniem wszystkich na smyczy. Wypadek, w którym
uczestniczył Daesung oraz narkotykowy skandal wokół G-Dragona niby
nas do siebie zbliżył, ale zarzucił również kurtynę milczenia.
Przestaliśmy mówić o własnych problemach, przestaliśmy czerpać
przyjemność z bycia razem, staliśmy się niesamowicie ostrożni,
jakby dalecy od ludzi, którymi niedawno jeszcze byliśmy. I dopiero
teraz, w obliczu tak błahej sytuacji, poczułem, że coś... po
prostu mnie uwiera. Coś mi tutaj nie pasuje.
Wykręciłem numer do Taeyang'a, który jak zwykle neutralnie
i cicho podchodził do sprawy. Nie wiem czemu, ale wiedziony byłem
nieznanym dotąd poczuciem obowiązku wobec młodszych „braci”.
Nie trwało to długo - w końcu odebrał.
-
SOL, mógłbyś ustawić mnie na głośnomówiący? - zakomunikowałem
wyjątkowo stanowczym głosem i przez chwilę miałem wrażenie, że
kontrolę nad moim ciałem przejęła zupełnie inna osoba,
całkowicie mi obca.
-
Uciszcie się! TOP ma coś do powiedzenia. - Usłyszałem jego głos,
na co głośna wymiana zdań natychmiastowo zamarła i po drugiej
stronie słyszałem już tylko ich ciche, niemal namacalne w tej
stresującej chwili oddechy.
Nagle zapomniałem języka w gębie. Teraz, kiedy te cztery
osoby, który były dla mnie zarazem utrapieniem, jak i powodem do
uśmiechu, nasłuchiwały, nie potrafiłem im wszystkiego wygarnąć.
Nie chciałem wszystkiego utrudniać, należałem do osób wyjątkowo
ugodowych, ale czy... znów miałem zamiar milczeć?
-
Chodzi o to, że... przepraszam. - wychrypiałem w końcu do
słuchawki, czując jak dreszcz tchórzostwa przebiega po moich
plecach. - Wybaczcie, że mówię to nieoficjalnie, w dodatku przez
telefon, ale... naprawdę nie chcę was dzisiaj widzieć.
I się rozłączyłem, czując gorzkie poczucie winy w klatce
piersiowej. To nie miało zabrzmieć tak obcesowo. Miałem ich
należycie przeprosić, twarzą w twarz. Przecież oni nie wiedzieli
- ba, nie mogli wiedzieć, że borykam się tutaj z wyjątkowo
przygnębiającą atmosferą. Chciałem im powiedzieć, ale
jednocześnie czułem niezrozumiałą wściekłość, że oni byli
takimi ignorantami względem mojego życia prywatnego.
Wpatrywałem się jeszcze dłuższą chwilę w wyświetlacz,
ale nikt już nie zadzwonił, nikt nie wysłał żadnej wiadomości
tekstowej. Musiałem się sam uporać ze sobą. I swoim kolejnym
przebłyskiem głupoty.
*
- Ze wszystkich osób, musiałeś to być ty. Akurat ty.
Spojrzałem wilkiem na Jasmine, a ona jedynie uniosła jedną
brew oraz kąciki ust w geście triumfalnego uśmiechu.
Wieczór nastał szybciej niż podejrzewałem. Cały ten dzień
spędziłem w jej apartamencie, gryząc się z własnymi myślami i w
efekcie końcowym postanowiłem dzisiejszą noc spędzić w domu, u
swojej kochanej mamy, zamiast spotkać się z pozostałymi członkami.
Popołudniu doszło do kryzysowej sytuacji, gdyż u progu jej małej
„rezydencji” pojawił się skruszony i niewiarygodnie pokorny
Daesung, wypytując Jasmine o jej dzisiejszą nieobecność oraz czy
przypadkiem mnie nie widziała. W zamian za przygotowanie przeze
mnie kolacji, zgodziła się puścić w obieg to małe kłamstwo, iż
nie miałam ze mną dzisiaj styczności. Czułem się z tego powodu
nieco winny, gdyż Daesung uchodził za wyjątkowo naiwną osobę,
dlatego też uwierzył jej na słowo.
Przez cały dzień byłem dręczony przez telefony od mojego
osobistego managera, parę od stylistów, a nawet jeden od członka
grupy tanecznej. Dzięki Bogu, wśród tych interesantów nie było
dyrektora Yang'a, więc informacja o mojej niesubordynacji
prawdopodobnie jeszcze do niego nie dotarła albo nie miał dzisiaj
wyjątkowych pokładów cierpliwości, żeby się ze mną
skontaktować. Bardzo prawdopodobne, że Daesung z poświęceniem
krył mnie przed nim przy „inspekcji”. Kochałem tego dzieciaka
za to gołębie serce i wierność przyjaciołom, choć czasem było
też dla niego zgubne, jeśli chodzi o odwzajemnienie uczuć. Nie
wszyscy członkowie okazywali się tacy solidarni i życzliwi,
szczególnie Seungri oraz G-Dragon. Seungri potrafił nas pogrzebać
przy byle okazji, z kolei jeśli chodziło o pracę - Jiyong okazywał
się bezwzględny i prawdopodobnie dlatego też był liderem.
A teraz stałem przed drzwiami wejściowymi i wciągałem na
nogi buty, podczas gdy Jasmine stała nade mną, popijając zimne
mleko.
-
Masz jakieś obiekcje? - zapytałem po chwili, nieco urażony jej
stwierdzeniem.
-
Chodzi o to, że... Chociaż w sumie masz rację. - odrzekła z
rozmysłem, teatralnie przykładając palec wskazujący do brody i
udając, że głęboko nad czymś rozmyśla. - Ze wszystkich członków
Big Bang, ty jesteś najbardziej... hm, trudno znaleźć określenie.
Po prostu jesteś typem osoby, którą świat potrzebuje w chwili
załamania. Ni to przyjaciel, ni to wróg. Taki bezpłciowy znajomy
głównego bohatera komiksu, którego problematyka nigdy nie jest
rozwinięta ani też ważna.
Zachowałem
standardowy uśmiech na twarzy, który wyraźnie przekazywał
informację w stylu „To bolało, ale udam, że wszystko jest w
porządku - jak zawsze”. Nie za bardzo wiedziałem czy odebrać to
jako komplement, a może jako obrazę, ale drążenie tego mogło
doprowadzić do zachwiania umiarkowanie dobrej atmosfery pomiędzy
nami.
Chwilę później opuściłem jej apartament po krótkim
pożegnaniu. Wciąż nie wiedziałem dlaczego Jasmine zalewała się
łzami od samego rana. Od razu po jej przebudzeniu nie chciała
współpracować, nieustannie z histerycznym krzykiem wyrzucała mnie
z mieszkania, ale w końcu się uspokoiła oraz doprowadziła do
porządku. Pogodziła się z faktem, że dzisiaj będę ją
nawiedzał, aż w efekcie końcowym w ogóle przestała narzekać.
Byłem tak zaabsorbowany własnymi zmartwieniami, że nawet nie
kwapiłem się, by bardziej ją naciskać. Choć ona wydawała się
być rada z faktu, iż nie wracaliśmy do tego tematu. Poza tym
traktowała mnie raczej jak jej służącego aniżeli człowieka z
ludzkimi odczuciami. Nie zauważyła nic podejrzanego w moim
zachowaniu.
Kiedy znalazłem się na świeżym powietrzu, zadrżałem
niekontrolowanie. Całkowicie zapomniałem o tym, iż wieczory
stawały się teraz o wiele zimniejsze, a ze sobą nie miałem nic
poza stosunkowo cienką marynarką. Dopiero teraz dotarło do mnie,
że nie mam transportu, a maszerowanie przez dzielnice Seulu o tej
godzinie byłoby lekkomyślne z mojej strony. Zwykle przemieszczałem
się samochodem wraz z pozostałymi członkami, ale po dzisiejszej
akcji było to niemożliwe. Westchnąłem ciężko i chyba musiałem
zdać się na taksówkę. Wyciągnąłem telefon komórkowy, ale
niemal w tym samym momencie zaczęła dzwonić.
Jiyong
dzwoni.
Zawahałem
się - odebrać czy nie? Co takiego miał mi do powiedzenia? Czyżby
ochłonął i chciał ze mną na spokojnie porozmawiać? A może
wręcz przeciwnie - rozmyślania doprowadziły go do furii, a tym
samym chciał mnie ustawić pod ścianą i ukamienować słowami? Nim
jednak zdecydowałem się co wybrać - a uwierzcie mi, zapłon mam
wyjątkowo powolny - poczułem czyjąś rękę na swoim ramieniu.
Brzmiało to jak scenariusz z horroru i taki oddźwięk również
miało. Jedynie zimne powietrze zatrzymało mnie od uwolnienia
krzyku, a kiedy obejrzałem się przez ramię, ujrzałem kamienny
wyraz twarzy GD, który wciąż przyciskał telefon do swojego
prawego ucha. Nie spodziewałem się tak szybkiej konfrontacji.
-
Schowaj dumę do kieszeni, TOP. Musisz nam pomóc szukać Seungri.
-
Huh?
*
Wiem, że dużo osób nie czyta tego opowiadania - ale szczerze kocham tych, którzy to czytają i jednocześnie komentują, bo właśnie to najbardziej motywuje mnie do pracy. Bardzo, bardzo wam dziękuję i mam nadzieję, że wytrwacie ze mną do samego końca.
W podkładzie muzycznym macie możliwość zbadać możliwości Taeyang'a - tak, ten melodyjny głos a'la Ne-Yo należy do niego, do jednego z bohaterów tego opowiadania, który, oczywiście, jest autentyczną osobą.
W podkładzie muzycznym macie możliwość zbadać możliwości Taeyang'a - tak, ten melodyjny głos a'la Ne-Yo należy do niego, do jednego z bohaterów tego opowiadania, który, oczywiście, jest autentyczną osobą.
Zdaję sobie również sprawę, że ogarnięcie wszystkich imion jest dla was co najwyżej trudne, dlatego tym razem chcę wam wszystko wyjaśnić.
Hyung to określenie, które używają (tylko!) chłopacy względem starszego od siebie kolegi/przyjaciela/brata, z którym są blisko, dlatego nie traktuje się tego jako przydomek albo imię, a jedynie poufny zwrot do bliskiej osoby. Główny bohater ma przezwisko sceniczne TOP albo też Tabi, a jego imię to Seunghyun - tak jak Seungri, dlatego używam przezwisk, żeby się nie myliło. Jiyong i G-Dragon to jedna i ta sama osoba. To przezwisko wzięło się od jego imienia, gdyż "Ji" czyta się jak "G" w angielskim, z kolei "Yong" to tyle co "Dragon", czyli "smok" dla nieświadomych. W karcie bohaterowie (klikając na zdjęcie poniżej przeniesiecie się do menu) macie wszystko wyjaśnione, więc jeśli gubicie się w przezwiskach, tam znajdziecie rozwiązanie.
To byłoby na tyle.
Jutro wyjeżdżam do Hannoveru na wymianę, dlatego też chciałam dzisiaj dodać rozdział i zapewne kolejny pojawi się najwcześniej za tydzień, a znając moje trzymanie się terminów, dopiero w połowie października, choć wenę na razie mam pokaźną.
I przepraszam, jeśli komentuję wasze blogi z opóźnieniem - oczywistym powodem jest szkoła.
To chyba najdłuższy odautorski podpis w mojej historii.
Tacos rule,
Początkowy tekst pochylony kursywą niesamowicie mną wzruszył. Piękne opisane uczucia. Miłość, która wcale nie jest łatwym uczuciem. Potrzeba wiele czasu, by zrozumieć, że to nie tylko zauroczenie, czy kaprys. Miłość od pierwszego wejrzenia. Ludzie w to niewierzący. Teraz mało jest osób, które szczerze wierzą w prawdziwe uczucie. Niestety. Ale nic z tym nie zrobimy. Najważniejsze, by nie podążać za resztą, a kierować się własnymi realiami.
OdpowiedzUsuńTOP obudził się w towarzystwie Jasmine, która w jakiś sposób zmieniła położenie i spała na nogach Seunghyuna... Z jakiegoś powodu ucieszył mnie ten widok, ponieważ to znak, iż doceniła bliskość chłopaka. To, że nie pozostawił jej samopas, a został. Wiedziałam, że Jasmine nie może być zła do szpiku kości, jednak z początku naprawdę jej nie cierpiałam. Mam ogromną nadzieję, że te czasy już nie wrócą, a ja nie będę żałować zmiany swojego nastawienia. TOP się o nią zatroszczył, narażając się tym samym przyjaciołom, których jednak zawiódł. Zawiódł ich dla NIEJ. Mam nadzieję, że będzie w stanie to docenić...
Fajnie, że Daesung chciał usprawiedliwić Tabi'ego i jest takim kochanym, a zarazem słodkim chłopakiem, jednak mówienie, że to 'siostra' dzwoni nawet i dla mnie byłoby podejrzane. Nic dziwnego, że Taeyang znalazł się tuż obok i wyrwał komórkę, a tuż po nim... zjawił się niesamowicie groźny GD. Nie chciałabym być w skórze D-Lite, SOL'a, a co dopiero TOP... ale połączenie się rozłączyło i przyszło ostrzeżenie od Seungri'ego. Cała trójka próbowała uchronić TOP przed gniewem GD, który nagle zaczął mi się wydawać groźniejszy od każdego potwora, jakiego widziałam w filmach :O. A, gdy TOP nagle zdał sobie sprawę z tego, że uwiera go ta ciągła nad troskliwość, wtrącanie się w jego życie, ciągłe rozkazy i zakazy... zaczęłam go rozumieć. Zaczęłam rozumieć to, że przez ostrożność, która weszła do życia ich zespołu po sprawie z narkotykami i GD, wypadku samochodowemu Daesunga... wszystko się zmieniło. Nie byli już tymi samymi ludźmi. Nie byli przyjaciółmi, którzy mogli porozmawiać ze sobą o wszystkim. Teraz wszyscy woleli po prostu milczeć. I jestem zła na TOP za to, że nie wygarnął tego, co naprawdę czuje, gdy mógł. Nie powinien wszystkiego w sobie dusić. Musi nauczyć się rozmawiać, inaczej zawsze ktoś będzie wchodził mu na głowę. Musi nauczyć się bronić i przeciwstawiać. Ja w niego wierzę. Pora, by i on w siebie uwierzył.
Zaskoczyło mnie, że Jasmine kryła TOP przed Daesungiem... podczas rozmowy była milsza niż zwykle, choć określenie "bezpłciowy" mi się nie spodobało. Ale lepsze to, niż inne obraźliwe komentarze, których tej dziewczynie zapewne nie brakuje. Jednak jak się okazało - dziewczyna wcześniej próbowała wyrzucić go z mieszkania i raczej traktowała jak lokaja. Czy ona naprawdę nie potrafi okazać wdzięczności? Rozumiem, że kryje się za skorupą zimnej suki, nie chce rozmawiać o tym, co ją dręczy, ale trochę wdzięczności nie zaszkodzi! Tym bardziej, że ktoś inny po prostu by ją olał za to, że wszystkich traktuje w tak pogardliwy uśmiech. Mam nadzieję, że w końcu to zrozumie.
Gdzie się podział Seungri? O co chodzi? Czyżby GD wiedział, że TOP był z Jasmine? Och, sprawy się komplikują...
Czekam na szóstkę <3. Kocham to opowiadanie. Dziękuję Ci za tworzenie czegoś tak cudownego. Wierzę, że wena będzie towarzyszyć Ci do samego końca. Pozdrawiam,
BOŻE NOWY ROZDZIAŁ, A JA NIE MAM JAK PRZECZYTAĆ. WYBACZ MI O MOJA WIELKA POSUWALSKA. Wybacz, ale dzieciaki żyć mi nie dają... NIE, NIE MOJE! xD WIEDZ, ŻE JA TO KIEDYŚ PRZECZYTAM.
OdpowiedzUsuńCzy ja umiem pisać długie komentarze? Wątpliwa sprawa. Staram się. Snookie nic nie pobije, jednak mam nadzieję, że krótkie też zdzierżysz. Ten raczej taki nie będzie, weekend miałam zajęty, więc nie miałam kiedy przeczytać rozdziału, a teraz jak już znalazłam chwilę oczy mnie się kleją. Zapomniałabym! Jeśli to naprawdę ja przeoczyłam tę informację, to bardzo Cię przepraszam! Czemu dużo osób nie czyta? Eh, bo się jarają One Direction (nie mówię o wszystkich, bo niektórzy naprawdę umieją pisać) albo jakimiś Fan Fiction Potterowskimi i nie potrafią docenić innego stylu, Twojego stylu. No, ja Cię uwielbiam. Za oryginalność przede wszystkim. Co ja jeszcze miałam.. A wiem, nie napisałaś, co będziesz robić w tych Niemczech, ale cokolwiek to jest - powodzenia, a jak już wrócisz, weny! Dobra, ale do rzeczy. Zakochałam się w tym tekście napisanym kursywą, jest piękny, cudowny, wszystkie synonimy do tego słowa. Szczególnie ostatnie zdanie. Bardzo wzruszające. Nie wiem czy już o tym wspominałam, ale ja czytać nie lubię, a Twój blog mnie się podoba, więc to naprawdę nielada wyczyn. Najbardziej polubiłam Daesunga. :) Czekam na szósty rozdział i przepraszam za taki dziwny komentarz.
OdpowiedzUsuńU mnie także nowy,
marsz-mendelsona.blogspot.com/
Ja po prostu kocham to opowiadanie. Stąd długie komentarze <3.
UsuńUNBELIVEABLE, kurdeblaszka, dodałam nowy rozdział! *.* Jest beznadziejny, bo nie mam ani weny, ani czasu, ale jest! :D
OdpowiedzUsuńKocham Was wszystkich i dziękuję, że komentujecie moje coraz bardziej beznadziejne rozdziały <3
[human-strain.blogspot.com]
Nie wpisywałaś się do newslettera, ale informuję, tak na wszelki :D Jak tylko będę miała chwilę, to poczytam co Ty tu tworzysz <3
PRZECZYTAŁAM!!!!
OdpowiedzUsuńJeny, zakończenie było fajne *__*. Takie niespodziewane! Strasznie mi się podobał wątek z rozwścieczonym GD i członkami, próbującymi ostrzec TOP'a. To było takie urocze, słodkie, kochane i w ogóle zabawne. Ale chyba rozumiem naszego chłopca- z jednej strony nie liczyli się z tym czy miał jakiś problem, ale z drugiej strony sprawy prywatne nie miesza się z pracą. Jestem tylko ciekawa dlaczego są w takiej sytuacji, w jakiej są, kiedy wyjaśnisz sprawę Jasmine i chyba najważniejsze- GDZIE JEST SEUNGRI?!
Co do pierwszego jakby tekstu- nie umiem go jeszcze powiązać z treścią "główną", ale pewnie to też się jakoś okaże później. Albo nie? W każdym bądź razie piękne to było i chcęęę więcej. I w dodatku strasznie lubię Twój styl. Przyjemnie się czyta, naprawdę. Ale to już kiedyś mówiłam?
Miłego pobytu TAM. XD
Heh, wreszcie wzięłam się za nadrabianie Twojego opowiadania, bo mam ferie i znalazłam wreszcie czas. Jad dotąd rozdziały bardzo mi się podobają, nie mam nic do zarzucenia i dziękuję, że ty również pozostawiłaś na moim blogu komentarze! ^^ Dziś spróbuje dokończyć nadrabianie. ^^
OdpowiedzUsuń