CHAPTER FIVE
 Szczęście głupim sprzyja.
 
"I want to live freely without being bound to something." ~ T.O.P


         Opowiem wam historię. Historię o chłopcu, który wierzył we wszystko, co inni bagatelizowali. I dziewczynie. Dziewczynie, która była ucieleśnieniem wszystkiego, w czym ów chłopak pokładał wiarę. I choć los najprawdopodobniej nie wiódł ich ku szczęśliwemu zakończeniu, on miał nadzieję zatrzymać jej obraz tylko i wyłącznie dla siebie. Nie chciał się nią dzielić z okrutnym światem, choć niebawem miał zdać sobie sprawę, iż ona doświadczyła jego nieczułości oraz obojętności bardziej niż mogło mu się wydawać.
          Historia ta ma swój początek pewnego pochmurnego popołudnia i trwa po dzień dzisiejszy. Kto wie, kiedy się zakończy? W zasadzie... nie liczy się ani czas, ani miejsce. Najważniejsi są oni. Oraz moment, w którym ich oczy się spotkały. Po raz pierwszy. Jednak nawet jeśli on doskonale to pamięta - ona nie mogła. Dla niej liczył się dotyk i jego głos. Dla niego ważne były jej oczy i uśmiech. Wszystko to, co mógł chłonąć wzrokiem. A ona? Ona wolała czuć go sobą. Po zapachu, dotyku, głosie. Czy wolała? Sam nie wiedział. Mógł jedynie zgadywać, gdyż w głębi serca pragnął, by ona pożądała go tak bardzo, jak on jej.
         Miłość od pierwszego wejrzenia... Jak skomplikowane i niemalże lekceważące mogą być reakcje ludzkiego serca na widok drugiej osoby. Choć rozsądny i poprawny obywatel tego świat określiłby to jako chwilowy skurcz serca, on wolał trzymać się swoich świętych racji o niecielesnym zauroczeniu. Ludzie już dawno przestali wierzyć w rysunkowe miłostki, opierające się na obopólnym zaufaniu i prawdziwym uczuciu. On jednak uparcie się tego trzymał i cierpliwie czekał. Aż do tego dnia, który stał się dla niego nagrodą, jak i przekleństwem.
        A ona? Ona nie wiedziała. Może nie chciała wiedzieć. Może nie dane jej było wiedzieć. I choć pragnęła miłości tak bardzo jak on, może przestała w nią wierzyć. Ale czy istnieje sposób, abyśmy byli w stanie to stwierdzić? Nie było to wypisane na jej twarzy. Nikt nie był w stanie rozszyfrować jej roześmianego oblicza. Nikt ani nic. Nikt. Nawet on.
     Ale mógł ją nauczyć miłości. Czekał na nią tak długo, jednakże nigdy nie był dostatecznie przygotowany. Bo czy ktokolwiek jest w stanie przewidzieć nieoczekiwane? Czy ktokolwiek jest zdolny przygotować się na miłość, nie smakując jej trudu i cierpienia?
        Cieszył się, że ją spotkał. Przez jedną, krótką chwilę uwierzył, że wszystko idzie zgodnie z planem, wszystko ma sens i wszystko jest dla niego łaskawe. Chociaż na ten moment; w teraźniejszości, w której się egzystuje. W końcu, po tylu przebytych przeciwnościach losu, błędach i żmudnym czekaniu.
         A ona? Nie widziała jego radości. Nie widziała jego twarzy. Nic nie widziała. Jedynie ciemność i powierzchowną samotność. Była tam całkiem sama, choć czuła jego oddech, jego zapach, jego ciepło.
          Była ślepa. Tak jak ślepa była jego miłość.

*

       Otworzyłem oczy i podniosłem leniwie głowę. Czułem przenikliwy ból w obrębie szyi i gwałtownie napływającą krew do moich odrętwiałych nóg, kiedy to spróbowałem na powrót zawładnąć mięśniami w moim ciele. Zamrugałem z irytacją, zdając sobie sprawę, że to światło słoneczne drażni mnie w tak bezlitosny sposób. Potrzebowałem krótkiej chwili na wypełnienie pustki w mojej głowie sensownymi myślami, a także ogarnięcie gdzie tak właściwie się znajduję poza tym, że na niewygodnej podłodze i w dziwnej pozycji.
         Kolejne dziesięć sekund zajęło mi dojście do wniosku, że na moich kolanach spoczywa głowa Jasmine, której twarz została przykryta przez kurtynę nieco potarganych włosów, ale i tak dostrzegałem czarne smugi na jej policzkach po strumieniach łez, które przelały się dzisiejszego ranka. Próbowałem dociec w którym momencie zmieniła położenie, ale, niestety, mój mocny sen nie pozwolił mi poukładać wszystkiego chronologicznie, a nawet chociażby skojarzyć podobne scenerie. Prawdopodobnie byłem na tyle obojętny, że nie zwróciłem uwagi. Wolną ręką rozmasowałem obolałą szyję i rozejrzałem się w poszukiwaniu jakiegokolwiek urządzenia, informującego o aktualnej godzinie. Przeszywał mnie zimny dreszcz na myśl o tym, że słońce za oknem jest już wysoko na niebie, więc nie spodziewałem się zbyt pozytywnych wieści.
        I miałem rację - dochodziła pierwsza po południu, co dla mnie oznaczało czterokrotny zgon w momencie, kiedy spotkam się z pozostałymi członkami zespołu. Czy ja się łudziłem szybką śmiercią? Oczywiście, że nie. Zrobią wszystko, aby rozłożyć to w czasie i sprawią, że poczuję to w każdej kości, nawet najmniejszej chrząstce albo wręcz komórce mojego ciała. Mogłem śmiało stwierdzić, że po raz pierwszy od dłuższego czasu będą w czymś zgodni, choć ewentualnie mogą prowadzić debaty nad sposobem rozczłonkowania mnie - jedni będą za piłą mechaniczną, a drudzy za powolnym rozrywaniem.
           Przez chwilę myślałem intensywnie nad sposobem załagodzenia napiętej atmosfery, kiedy stanę z nimi twarzą w twarz, ale jeszcze bliższa była mi kwestia przetransportowania Jasmine na łóżko bez uprzedniego budzenia jej ze snu. Ostrożnie, starając się minimalnie zmienić jej aktualną pozycję, umieściłem ją w swoich ramionach. Zdałem sobie sprawę, że to o tyle trudne zadanie, iż będę musiał ją podnieść, a szczerze wątpiłem w swój mało rozwinięty system mięśniowy - stawiałem na klasę, a nie biceps. Pierwsza próba zakończyła się fiaskiem, chociaż dziękowałem Bogu i wszystkim zastępom aniołów, że Jasmine pozostawała niewzruszona na moje działania. W końcu obmyśliłem skomplikowaną metodę na całe przedsięwzięcie i ulokowałem dziewczynę w łóżku, przykrywając ją starannie narzutą, gdyż wydobywanie kołdry spod jej ciała mogłoby być zbyt ryzykowne. Krótką chwilę zajęło mi bezczynne sterczenie nad jej uśpionym obliczem i wpatrywaniem się w nią niczym urzeczony chłopiec, ale automatycznie przywołały mnie inne, budzące grozę obowiązki. Opuściłem sypialnię dziewczyny, przymknąłem starannie i bezszelestnie drzwi i udałem się do najbardziej oddalonego miejsca w apartamencie dziewczyny, żeby dobyć telefon komórkowy.
         Jęknąłem na widok listy nieodebranych połączeń i wypchanej skrzynki mailowej pełnej pogróżek oraz adresów zakładów pogrzebowych, żeby to ja osobiście mógł wybrać dla siebie dogodną trumnę. Jeśli już miała dotknąć mnie kara, to przynajmniej chciałem to zrobić z honorem. Dlatego wysłanie sms'a nie wchodziło w rachubę. Wykręciłem numer do najbardziej neutralnej osoby, czyli Daesung'a i czekałem z rozszalałym sercem, aż sygnał zostanie przerwany przez jego głos. Nie minęło pięć sekund, a usłyszałem charakterystyczne dźwięki, które świadczyły o nawiązaniu połączenia.
- Siostra dzwoni. Zaraz wrócę. - Usłyszałem wyraźnie głos D-Lite'a przy akompaniamencie innych ludzkich głosów oraz ogólnego gwaru, który zwykle towarzyszył naszej ekipie technicznej.
Czekałem krótką chwilę nim w tle zapadła względna cisza, przerywana dziwnym stukotem.
- Hyung, w mordę jeża, gdzie ty jesteś?! - wyparował zadyszany Daesung, który najwidoczniej pokonał tę trasę w biegu.
- Coś mi... wypadło. -wybąkałem po głuchym milczeniu jakie nastało pomiędzy nami.
- Na tyle godzin?! Weź się ogarnij i przyjeżdżaj... Zaraz, gdzie ty w ogóle jesteś teraz? Albo może lepiej będzie jak nie przyjedziesz... Jakoś cię usprawie-... - Jego głos gwałtownie się urwał, podczas gdy ja sam odniosłem wrażenie, że jakiś niepokojący dźwięk zamykanych drzwi dotarł do moich uszu.
- Taeyang, nie...! Przestań...! - Dobiegł mnie donośny szept Daesung'a oraz charakterystyczne odgłosy szarpaniny.
Mój rozsądek podpowiadał mi, żebym skorzystał z okazji i się rozłączył, ale męska duma oraz chore bohaterstwo nie pozwalało na taki czyn. Nawet jeśli bym chciał, nie byłem w stanie kiwnąć nawet najmniejszym palcem. A może to nie odwaga, a jedynie cholerne tchórzostwo?
- Halo? Tabi? - wypowiedział te słowa do słuchawki Taeyang, który najwyraźniej wygrał tą krótką bitwę o telefon komórkowy, a ja jedynie chrząknąłem potwierdzająco w odpowiedzi. - Ładna mi siostra, Daesung-ah... To było oczywiste, że zadzwoni najpierw do ciebie, bo ty nie masz serca, żeby go porządnie opieprzyć. - zwrócił się do przyjaciela, ale ja doskonale wiedziałem, że i on sam nie jest w stanie tego zrobić, o czym świadczyła głucha cisza po jego ostatnich słowach.
           Odetchnąłem cicho z ulgą, dziękując nieboskłonowi za to, że to Taeyang, a nie kto inny dorwał się do urządzenia. Tylko jedna osoba mogła mnie ustawić do pionu. A tą osobą niewątpliwie był...
- Dawaj komórkę.
Nie wiem jak, nie wiem skąd, ale pojawiła się jeszcze osoba trzecia, której przybycia uprzednio nie zarejestrowałem. Dopiero teraz przeszył mnie dreszcz i już przychodziło mi na myśl milion powodów dla których powinienem zostawić Jasmine w cholerę, a tym samym pojechać razem z nimi. Właściwie „ta osoba” nie była jeszcze tak straszna w porównaniu z dyrektorem wytwórni, z którym również będę musiał się zapewne zmierzyć w najbliższym czasie, jeśli dojdą go pogłoski o moim rzekomym lekceważeniu obowiązków.
- Jiyong, nie rób takiej miny. O wiele bardziej uroczo wyglądasz jak się uśmiechasz. - wtrącił się Daesung, a ja oczami wyobraźni próbowałem sobie zobrazować sytuację, w której śmiertelnie poważne oblicze Ji taksuje teraz morderczym spojrzeniem barczystą sylwetkę D-Lite'a, który mógł sprawiać wrażenie postawnego mężczyzny, ale w istocie był tchórzliwym chłopczykiem.
- Mówię poważnie. Daj komórkę. - G-Dragon zignorował słowa swojego przyjaciela i wciąż czekał, aż Taeyang powierzy mu urządzenie.
        Wsłuchiwałem się w ciszę po drugiej stronie, ale rozsądek nie pozwalał mi nawet na nieco głębsze zaczerpnięcie powietrza w obawie przed ujawnieniem swojej obecności. Po chwili jednak, ku mojemu zdziwieniu połączenie samo z siebie zostało przerwane. Spojrzałem na wyświetlacz, by się upewnić czy to przypadkiem nie wina baterii. Jednak wszystko wskazywało na to, że druga strona po prostu się rozłączyła. Zastanawiałem się czy bardziej honorowe i ułaskawiające będzie ponowne nawiązanie połączenia, ale nim dokonałem wyboru, otrzymałem wiadomość tekstową od Seungri, która brzmiała mniej więcej tak:
POD ŻADNYM POZOREM NIE ODBIERAJ!”
          Nim jednak zdążyłem się nad tym zastanowić, otrzymałem kolejną wiadomość, tym razem od samego Jiyong'a, którego obawiałem się najbardziej.
Jak nie odbierzesz, to śpisz dzisiaj na wycieraczce.”
Dlaczego miałem wrażenie, że nie żartuje? Jednak nim dogłębniej zanalizowałem sens tych dwóch wiadomość, niemal równocześnie doszły dwie wiadomość, tym razem od Daesung'a, który najpierw w pierwszej informował, że jakoś to ogarnie, a chwilę później wywiesił białą flagę, twierdząc, że irytacja GD wymsknęła im się poza kontrolę i sam muszę to rozwikłać.
        Targnęło mną dziwne, ale raczej negatywne uczucie. Jestem z nich najstarszy, a bezustannie otrzymuję polecenia, tak jakbym albo był niespełna rozumu albo wyjątkowo niedojrzały. Co do tego drugiego, nie miałem najmniejszej wątpliwości, ale czy ich braterska troska nie wkraczała już w obręb mojego poczucia komfortu?
         Zdałem sobie sprawę, że od pewnego czasu żyję w klatce. Od kiedy tylko dołączyłem do zespołu, mój każdy ruch był nieustannie kontrolowany. Na początku mi to nie przeszkadzało - byłem młody, frywolny i nieustannie popełniałem masę błędów, które przystały na wyjątkowo dziecinnego młodzieńca. Wówczas byliśmy przyjaciółmi, którzy poznawali siebie poprzez wspólną ciężką pracę - teraz powoli przeobrażamy się w rodzinę, która zwiększa dystans pomiędzy sobą, szukając własnego kąta, bo jest zmęczona trzymaniem wszystkich na smyczy. Wypadek, w którym uczestniczył Daesung oraz narkotykowy skandal wokół G-Dragona niby nas do siebie zbliżył, ale zarzucił również kurtynę milczenia. Przestaliśmy mówić o własnych problemach, przestaliśmy czerpać przyjemność z bycia razem, staliśmy się niesamowicie ostrożni, jakby dalecy od ludzi, którymi niedawno jeszcze byliśmy. I dopiero teraz, w obliczu tak błahej sytuacji, poczułem, że coś... po prostu mnie uwiera. Coś mi tutaj nie pasuje.
          Wykręciłem numer do Taeyang'a, który jak zwykle neutralnie i cicho podchodził do sprawy. Nie wiem czemu, ale wiedziony byłem nieznanym dotąd poczuciem obowiązku wobec młodszych „braci”. Nie trwało to długo - w końcu odebrał.
- SOL, mógłbyś ustawić mnie na głośnomówiący? - zakomunikowałem wyjątkowo stanowczym głosem i przez chwilę miałem wrażenie, że kontrolę nad moim ciałem przejęła zupełnie inna osoba, całkowicie mi obca.
- Uciszcie się! TOP ma coś do powiedzenia. - Usłyszałem jego głos, na co głośna wymiana zdań natychmiastowo zamarła i po drugiej stronie słyszałem już tylko ich ciche, niemal namacalne w tej stresującej chwili oddechy.
         Nagle zapomniałem języka w gębie. Teraz, kiedy te cztery osoby, który były dla mnie zarazem utrapieniem, jak i powodem do uśmiechu, nasłuchiwały, nie potrafiłem im wszystkiego wygarnąć. Nie chciałem wszystkiego utrudniać, należałem do osób wyjątkowo ugodowych, ale czy... znów miałem zamiar milczeć?
- Chodzi o to, że... przepraszam. - wychrypiałem w końcu do słuchawki, czując jak dreszcz tchórzostwa przebiega po moich plecach. - Wybaczcie, że mówię to nieoficjalnie, w dodatku przez telefon, ale... naprawdę nie chcę was dzisiaj widzieć.
        I się rozłączyłem, czując gorzkie poczucie winy w klatce piersiowej. To nie miało zabrzmieć tak obcesowo. Miałem ich należycie przeprosić, twarzą w twarz. Przecież oni nie wiedzieli - ba, nie mogli wiedzieć, że borykam się tutaj z wyjątkowo przygnębiającą atmosferą. Chciałem im powiedzieć, ale jednocześnie czułem niezrozumiałą wściekłość, że oni byli takimi ignorantami względem mojego życia prywatnego.
Wpatrywałem się jeszcze dłuższą chwilę w wyświetlacz, ale nikt już nie zadzwonił, nikt nie wysłał żadnej wiadomości tekstowej. Musiałem się sam uporać ze sobą. I swoim kolejnym przebłyskiem głupoty.

*

          - Ze wszystkich osób, musiałeś to być ty. Akurat ty.
Spojrzałem wilkiem na Jasmine, a ona jedynie uniosła jedną brew oraz kąciki ust w geście triumfalnego uśmiechu.
          Wieczór nastał szybciej niż podejrzewałem. Cały ten dzień spędziłem w jej apartamencie, gryząc się z własnymi myślami i w efekcie końcowym postanowiłem dzisiejszą noc spędzić w domu, u swojej kochanej mamy, zamiast spotkać się z pozostałymi członkami. Popołudniu doszło do kryzysowej sytuacji, gdyż u progu jej małej „rezydencji” pojawił się skruszony i niewiarygodnie pokorny Daesung, wypytując Jasmine o jej dzisiejszą nieobecność oraz czy przypadkiem mnie nie widziała. W zamian za przygotowanie przeze mnie kolacji, zgodziła się puścić w obieg to małe kłamstwo, iż nie miałam ze mną dzisiaj styczności. Czułem się z tego powodu nieco winny, gdyż Daesung uchodził za wyjątkowo naiwną osobę, dlatego też uwierzył jej na słowo.
        Przez cały dzień byłem dręczony przez telefony od mojego osobistego managera, parę od stylistów, a nawet jeden od członka grupy tanecznej. Dzięki Bogu, wśród tych interesantów nie było dyrektora Yang'a, więc informacja o mojej niesubordynacji prawdopodobnie jeszcze do niego nie dotarła albo nie miał dzisiaj wyjątkowych pokładów cierpliwości, żeby się ze mną skontaktować. Bardzo prawdopodobne, że Daesung z poświęceniem krył mnie przed nim przy „inspekcji”. Kochałem tego dzieciaka za to gołębie serce i wierność przyjaciołom, choć czasem było też dla niego zgubne, jeśli chodzi o odwzajemnienie uczuć. Nie wszyscy członkowie okazywali się tacy solidarni i życzliwi, szczególnie Seungri oraz G-Dragon. Seungri potrafił nas pogrzebać przy byle okazji, z kolei jeśli chodziło o pracę - Jiyong okazywał się bezwzględny i prawdopodobnie dlatego też był liderem.
           A teraz stałem przed drzwiami wejściowymi i wciągałem na nogi buty, podczas gdy Jasmine stała nade mną, popijając zimne mleko.
- Masz jakieś obiekcje? - zapytałem po chwili, nieco urażony jej stwierdzeniem.
- Chodzi o to, że... Chociaż w sumie masz rację. - odrzekła z rozmysłem, teatralnie przykładając palec wskazujący do brody i udając, że głęboko nad czymś rozmyśla. - Ze wszystkich członków Big Bang, ty jesteś najbardziej... hm, trudno znaleźć określenie. Po prostu jesteś typem osoby, którą świat potrzebuje w chwili załamania. Ni to przyjaciel, ni to wróg. Taki bezpłciowy znajomy głównego bohatera komiksu, którego problematyka nigdy nie jest rozwinięta ani też ważna.
Zachowałem standardowy uśmiech na twarzy, który wyraźnie przekazywał informację w stylu „To bolało, ale udam, że wszystko jest w porządku - jak zawsze”. Nie za bardzo wiedziałem czy odebrać to jako komplement, a może jako obrazę, ale drążenie tego mogło doprowadzić do zachwiania umiarkowanie dobrej atmosfery pomiędzy nami.
          Chwilę później opuściłem jej apartament po krótkim pożegnaniu. Wciąż nie wiedziałem dlaczego Jasmine zalewała się łzami od samego rana. Od razu po jej przebudzeniu nie chciała współpracować, nieustannie z histerycznym krzykiem wyrzucała mnie z mieszkania, ale w końcu się uspokoiła oraz doprowadziła do porządku. Pogodziła się z faktem, że dzisiaj będę ją nawiedzał, aż w efekcie końcowym w ogóle przestała narzekać. Byłem tak zaabsorbowany własnymi zmartwieniami, że nawet nie kwapiłem się, by bardziej ją naciskać. Choć ona wydawała się być rada z faktu, iż nie wracaliśmy do tego tematu. Poza tym traktowała mnie raczej jak jej służącego aniżeli człowieka z ludzkimi odczuciami. Nie zauważyła nic podejrzanego w moim zachowaniu.
     Kiedy znalazłem się na świeżym powietrzu, zadrżałem niekontrolowanie. Całkowicie zapomniałem o tym, iż wieczory stawały się teraz o wiele zimniejsze, a ze sobą nie miałem nic poza stosunkowo cienką marynarką. Dopiero teraz dotarło do mnie, że nie mam transportu, a maszerowanie przez dzielnice Seulu o tej godzinie byłoby lekkomyślne z mojej strony. Zwykle przemieszczałem się samochodem wraz z pozostałymi członkami, ale po dzisiejszej akcji było to niemożliwe. Westchnąłem ciężko i chyba musiałem zdać się na taksówkę. Wyciągnąłem telefon komórkowy, ale niemal w tym samym momencie zaczęła dzwonić.
          Jiyong dzwoni.
       Zawahałem się - odebrać czy nie? Co takiego miał mi do powiedzenia? Czyżby ochłonął i chciał ze mną na spokojnie porozmawiać? A może wręcz przeciwnie - rozmyślania doprowadziły go do furii, a tym samym chciał mnie ustawić pod ścianą i ukamienować słowami? Nim jednak zdecydowałem się co wybrać - a uwierzcie mi, zapłon mam wyjątkowo powolny - poczułem czyjąś rękę na swoim ramieniu. Brzmiało to jak scenariusz z horroru i taki oddźwięk również miało. Jedynie zimne powietrze zatrzymało mnie od uwolnienia krzyku, a kiedy obejrzałem się przez ramię, ujrzałem kamienny wyraz twarzy GD, który wciąż przyciskał telefon do swojego prawego ucha. Nie spodziewałem się tak szybkiej konfrontacji.
- Schowaj dumę do kieszeni, TOP. Musisz nam pomóc szukać Seungri.
- Huh? 


 *

 Wiem, że dużo osób nie czyta tego opowiadania - ale szczerze kocham tych, którzy to czytają i jednocześnie komentują, bo właśnie to najbardziej motywuje mnie do pracy. Bardzo, bardzo wam dziękuję i mam nadzieję, że wytrwacie ze mną do samego końca.
W podkładzie muzycznym macie możliwość zbadać możliwości Taeyang'a - tak, ten melodyjny głos a'la Ne-Yo należy do niego, do jednego z bohaterów tego opowiadania, który, oczywiście, jest autentyczną osobą.
Zdaję sobie również sprawę, że ogarnięcie wszystkich imion jest dla was co najwyżej trudne, dlatego tym razem chcę wam wszystko wyjaśnić.  
Hyung to określenie, które używają (tylko!) chłopacy względem starszego od siebie kolegi/przyjaciela/brata, z którym są blisko, dlatego nie traktuje się tego jako przydomek albo imię, a jedynie poufny zwrot do bliskiej osoby. Główny bohater ma przezwisko sceniczne TOP albo też Tabi, a jego imię to Seunghyun - tak jak Seungri, dlatego używam przezwisk, żeby się nie myliło. Jiyong i G-Dragon to jedna i ta sama osoba. To przezwisko wzięło się od jego imienia, gdyż "Ji" czyta się jak "G" w angielskim, z kolei "Yong" to tyle co "Dragon", czyli "smok" dla nieświadomych. W karcie bohaterowie (klikając na zdjęcie poniżej przeniesiecie się do menu) macie wszystko wyjaśnione, więc jeśli gubicie się w przezwiskach, tam znajdziecie rozwiązanie.
To byłoby na tyle. 
Jutro wyjeżdżam do Hannoveru na wymianę, dlatego też chciałam dzisiaj dodać rozdział i zapewne kolejny pojawi się najwcześniej za tydzień, a znając moje trzymanie się terminów, dopiero w połowie października, choć wenę na razie mam pokaźną.
I przepraszam, jeśli komentuję wasze blogi z opóźnieniem - oczywistym powodem jest szkoła.
To chyba najdłuższy odautorski podpis w mojej historii.

Tacos rule,


7 komentarzy:

  1. Początkowy tekst pochylony kursywą niesamowicie mną wzruszył. Piękne opisane uczucia. Miłość, która wcale nie jest łatwym uczuciem. Potrzeba wiele czasu, by zrozumieć, że to nie tylko zauroczenie, czy kaprys. Miłość od pierwszego wejrzenia. Ludzie w to niewierzący. Teraz mało jest osób, które szczerze wierzą w prawdziwe uczucie. Niestety. Ale nic z tym nie zrobimy. Najważniejsze, by nie podążać za resztą, a kierować się własnymi realiami.
    TOP obudził się w towarzystwie Jasmine, która w jakiś sposób zmieniła położenie i spała na nogach Seunghyuna... Z jakiegoś powodu ucieszył mnie ten widok, ponieważ to znak, iż doceniła bliskość chłopaka. To, że nie pozostawił jej samopas, a został. Wiedziałam, że Jasmine nie może być zła do szpiku kości, jednak z początku naprawdę jej nie cierpiałam. Mam ogromną nadzieję, że te czasy już nie wrócą, a ja nie będę żałować zmiany swojego nastawienia. TOP się o nią zatroszczył, narażając się tym samym przyjaciołom, których jednak zawiódł. Zawiódł ich dla NIEJ. Mam nadzieję, że będzie w stanie to docenić...
    Fajnie, że Daesung chciał usprawiedliwić Tabi'ego i jest takim kochanym, a zarazem słodkim chłopakiem, jednak mówienie, że to 'siostra' dzwoni nawet i dla mnie byłoby podejrzane. Nic dziwnego, że Taeyang znalazł się tuż obok i wyrwał komórkę, a tuż po nim... zjawił się niesamowicie groźny GD. Nie chciałabym być w skórze D-Lite, SOL'a, a co dopiero TOP... ale połączenie się rozłączyło i przyszło ostrzeżenie od Seungri'ego. Cała trójka próbowała uchronić TOP przed gniewem GD, który nagle zaczął mi się wydawać groźniejszy od każdego potwora, jakiego widziałam w filmach :O. A, gdy TOP nagle zdał sobie sprawę z tego, że uwiera go ta ciągła nad troskliwość, wtrącanie się w jego życie, ciągłe rozkazy i zakazy... zaczęłam go rozumieć. Zaczęłam rozumieć to, że przez ostrożność, która weszła do życia ich zespołu po sprawie z narkotykami i GD, wypadku samochodowemu Daesunga... wszystko się zmieniło. Nie byli już tymi samymi ludźmi. Nie byli przyjaciółmi, którzy mogli porozmawiać ze sobą o wszystkim. Teraz wszyscy woleli po prostu milczeć. I jestem zła na TOP za to, że nie wygarnął tego, co naprawdę czuje, gdy mógł. Nie powinien wszystkiego w sobie dusić. Musi nauczyć się rozmawiać, inaczej zawsze ktoś będzie wchodził mu na głowę. Musi nauczyć się bronić i przeciwstawiać. Ja w niego wierzę. Pora, by i on w siebie uwierzył.
    Zaskoczyło mnie, że Jasmine kryła TOP przed Daesungiem... podczas rozmowy była milsza niż zwykle, choć określenie "bezpłciowy" mi się nie spodobało. Ale lepsze to, niż inne obraźliwe komentarze, których tej dziewczynie zapewne nie brakuje. Jednak jak się okazało - dziewczyna wcześniej próbowała wyrzucić go z mieszkania i raczej traktowała jak lokaja. Czy ona naprawdę nie potrafi okazać wdzięczności? Rozumiem, że kryje się za skorupą zimnej suki, nie chce rozmawiać o tym, co ją dręczy, ale trochę wdzięczności nie zaszkodzi! Tym bardziej, że ktoś inny po prostu by ją olał za to, że wszystkich traktuje w tak pogardliwy uśmiech. Mam nadzieję, że w końcu to zrozumie.
    Gdzie się podział Seungri? O co chodzi? Czyżby GD wiedział, że TOP był z Jasmine? Och, sprawy się komplikują...
    Czekam na szóstkę <3. Kocham to opowiadanie. Dziękuję Ci za tworzenie czegoś tak cudownego. Wierzę, że wena będzie towarzyszyć Ci do samego końca. Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  2. BOŻE NOWY ROZDZIAŁ, A JA NIE MAM JAK PRZECZYTAĆ. WYBACZ MI O MOJA WIELKA POSUWALSKA. Wybacz, ale dzieciaki żyć mi nie dają... NIE, NIE MOJE! xD WIEDZ, ŻE JA TO KIEDYŚ PRZECZYTAM.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy ja umiem pisać długie komentarze? Wątpliwa sprawa. Staram się. Snookie nic nie pobije, jednak mam nadzieję, że krótkie też zdzierżysz. Ten raczej taki nie będzie, weekend miałam zajęty, więc nie miałam kiedy przeczytać rozdziału, a teraz jak już znalazłam chwilę oczy mnie się kleją. Zapomniałabym! Jeśli to naprawdę ja przeoczyłam tę informację, to bardzo Cię przepraszam! Czemu dużo osób nie czyta? Eh, bo się jarają One Direction (nie mówię o wszystkich, bo niektórzy naprawdę umieją pisać) albo jakimiś Fan Fiction Potterowskimi i nie potrafią docenić innego stylu, Twojego stylu. No, ja Cię uwielbiam. Za oryginalność przede wszystkim. Co ja jeszcze miałam.. A wiem, nie napisałaś, co będziesz robić w tych Niemczech, ale cokolwiek to jest - powodzenia, a jak już wrócisz, weny! Dobra, ale do rzeczy. Zakochałam się w tym tekście napisanym kursywą, jest piękny, cudowny, wszystkie synonimy do tego słowa. Szczególnie ostatnie zdanie. Bardzo wzruszające. Nie wiem czy już o tym wspominałam, ale ja czytać nie lubię, a Twój blog mnie się podoba, więc to naprawdę nielada wyczyn. Najbardziej polubiłam Daesunga. :) Czekam na szósty rozdział i przepraszam za taki dziwny komentarz.

    U mnie także nowy,
    marsz-mendelsona.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja po prostu kocham to opowiadanie. Stąd długie komentarze <3.

      Usuń
  4. UNBELIVEABLE, kurdeblaszka, dodałam nowy rozdział! *.* Jest beznadziejny, bo nie mam ani weny, ani czasu, ale jest! :D
    Kocham Was wszystkich i dziękuję, że komentujecie moje coraz bardziej beznadziejne rozdziały <3
    [human-strain.blogspot.com]

    Nie wpisywałaś się do newslettera, ale informuję, tak na wszelki :D Jak tylko będę miała chwilę, to poczytam co Ty tu tworzysz <3

    OdpowiedzUsuń
  5. PRZECZYTAŁAM!!!!
    Jeny, zakończenie było fajne *__*. Takie niespodziewane! Strasznie mi się podobał wątek z rozwścieczonym GD i członkami, próbującymi ostrzec TOP'a. To było takie urocze, słodkie, kochane i w ogóle zabawne. Ale chyba rozumiem naszego chłopca- z jednej strony nie liczyli się z tym czy miał jakiś problem, ale z drugiej strony sprawy prywatne nie miesza się z pracą. Jestem tylko ciekawa dlaczego są w takiej sytuacji, w jakiej są, kiedy wyjaśnisz sprawę Jasmine i chyba najważniejsze- GDZIE JEST SEUNGRI?!

    Co do pierwszego jakby tekstu- nie umiem go jeszcze powiązać z treścią "główną", ale pewnie to też się jakoś okaże później. Albo nie? W każdym bądź razie piękne to było i chcęęę więcej. I w dodatku strasznie lubię Twój styl. Przyjemnie się czyta, naprawdę. Ale to już kiedyś mówiłam?

    Miłego pobytu TAM. XD

    OdpowiedzUsuń
  6. Heh, wreszcie wzięłam się za nadrabianie Twojego opowiadania, bo mam ferie i znalazłam wreszcie czas. Jad dotąd rozdziały bardzo mi się podobają, nie mam nic do zarzucenia i dziękuję, że ty również pozostawiłaś na moim blogu komentarze! ^^ Dziś spróbuje dokończyć nadrabianie. ^^

    OdpowiedzUsuń