CHAPTER NINE
Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn.
"Zamknąłem dzwi mojego serca na kłódkę, a miłość weszła przez furtkę." ~ Autor nieznany
- Aish, to
boli! - syknąłem przez zaciśnięte gorączkowo zęby, czując na
łuku brwiowym chłód wacika nasączonego preparatem dezynfekującym.
W odpowiedzi palce
Jasmine jeszcze bardziej zacisnęły się na mojej brodzie i
podsunęły ją do góry, tak, że światło lampy padało teraz
centralnie na moje oko, przez co musiałem je nieustannie mrużyć.
Wiem, że robiła to w odwecie za moje wcześniejsze słowa, ale tym
razem nie wydawała się tak poirytowana całym zajściem, a nawet
nie komentowała go głośno. Jednak ta cisza dobijała mnie jeszcze
bardziej, bo miałem wrażenie, że wszyscy obwiniają mnie i tylko
mnie o zaistniałą sytuację. W sumie mieli trochę racji, ponieważ
to ja sprowokowałem bójkę z Pandą, ale nie ukrywajmy, że to on
jako pierwszy przeszedł do rękoczynów.
Jeszcze
dwadzieścia minut temu siedziałem na posadzce na stołówce w
spodniach umazanych niezidentyfikowaną substancją z jednego z
talerzy, spoglądając spode łba na dyszącego ciężko Seungri,
który poplamił sobie t-shirt sosem sojowym. Ramiona przytrzymywał
mi Daesung i starannie dbał o to, ażebym nie wstał z podłogi, z
kolei Pandzie drogę zagradzał Jiyong. Taeyang nawet nie wstał od
stołu, ale widziałem jak taksuje mnie pełnym zawodu spojrzeniem.
Skupiliśmy na sobie uwagę wszystkich obecnych w pomieszczeniu, ale
nie przejmowałem się tym - i tak wiedziałem, że prędzej czy
później wylądujemy na dywaniku u CEO, czyli naszego dyrektora,
jednak wolałem poczekać na przebieg wydarzeń aniżeli przyznać
się do winy. Wyszłoby na to samo. Po całym tym zajściu GD
wyprowadził Seungri, Taeyang niczym wierny piesek podreptał za
nimi, a ja z kolei zostałem z D-Lite'em oraz Jasmine, która
zaciągnęła mnie do, notabene damskiej, łazienki, obmywając
widoczne ślady po bójce. Byłem dumny, że twarz Pandy również
nie prezentowała się szczególnie zachwycająco, chociaż
brzydziłem się tym uczuciem satysfakcji.
Daesung zakręcił
się w miejscu i poprawił grzywkę w lustrze, w ogóle nie biorąc
pod uwagę faktu, że rezyduje w łazience przeciwnej płci.
- To się porobiło... -
mruknął z cichym westchnieniem i w odbiciu lustrzanym obserwował
jak Jasmine pastwi się nad moim rozcięciem na łuku brwiowym, które
powstało zapewne w chwili, kiedy to Seungri zdrowo zdzielił mnie
tacą. - Przepraszam, hyung... Gdybym nie miał tak długiego
języka, zapewne to nigdy by się nie wydarzyło.
Kątem oka zerknąłem na
niego i zawiesiłem głowę, na co Anderson syknęła gniewnie,
zmuszając mnie do ponownego zadarcia brody, abym ułatwił jej
zadanie w wycieraniu zaschniętej krwi z kącika ust. Posłusznie
podniosłem wzrok ku sufitowi.
- To nie twoja wina,
dongsaeng... - odezwałem się
łagodnie, doskonale pamiętając o pewnej dozie wrażliwości, którą
posiadał mój, aktualnie jedyny, przyjaciel. - Ludzie ciągle
popełniają błędy. Nie jesteśmy idealni. Poza tym... To moja
wina. To ja to wszystko zacząłem. Wprowadziłem zamęt, chociaż po
prostu mogłem poczekać, aż wszystko ucichnie.
Po raz kolejny w przeciągu kilku minut syknąłem z bólu, gdyż
poczułem piekący ból w okolicach potylicy, gdzie dosłownie
sekundę temu celowała Jasmine wolną dłonią. Zerknąłem na nią,
masując niespokojnie pulsujący obszar z tyłu głowy.
-
Jesteś bardziej niebezpieczna niż podejrzewałem... - wyjąkał
bojaźliwie Daesung, odsuwając się na bezpieczną odległość od
ciemnowłosej.
- Co
ty w ogóle gadasz?! Obudź się, do cholery! To, co się właśnie
wydarzyło było konieczne, żebyście w końcu zaczęli ze sobą
współpracować, geniuszu! - ofuknęła mnie Jasmine jakby to było
wypisane wyraźnymi koreańskimi znakami na jej czole i wróciła do
oczyszczania ran, tym razem robiąc to znacznie brutalniej przez co w
ogóle zacząłem modlić się o szybkiej załatwienie sprawy.
-
Więc twierdzisz, że dawanie sobie po pysku to dobry sposób na
okazywanie braterskiej miłości? W takim razie co robisz w imię
prawdziwej miłości? Podpinasz pod sufit i chłostasz jak w
japońskich mangach z gatunku hentai?
- odparłem zgryźliwie i postukałem się stanowczo po skroni, dając
Daesungowi niezbyt dyskretny sygnał, iż uważam Jasmine za
niesprawną umysłowo osobę, na co on pokiwał gorliwie głową.
Nie
mogłem uwierzyć, że w tym momencie delikatne, szkarłatne plamy
przyozdobiły jej dotychczas chorobliwie śnieżnobiałe policzki i
aż bałem się puścić wodze fantazji na temat tego, co mogła
pomyśleć sobie nasza towarzyszka.
-
Nie, ale w waszym tempie to prędzej stopi się cała Antarktyda nim
zrobicie coś wspólnie - zacisnęła usta w cienką linię i skupiła
się na wykonywanej przez siebie czynności w bardziej subtelny
sposób. - Nie chcę sterować waszym życiem, ale każdy z was
dosłownie każdego dnia dokłada cegłę do muru pomiędzy wami. To
są po prostu moje obserwacje i nawet jeśli kiedyś się między
wami układało, to prawdopodobnie traumatyczne zdarzenie
doprowadziło do zaniku zaufania oraz zainteresowania problemami
kolegów z zespołu. I nie, nie chodzi tutaj o twój wypadek, D-Lite
- zauważyła pospiesznie Jasmine, widząc jak ten pochyla się nad
umywalką z rozmysłem. - Choć nie ukrywam, że prawdopodobnie to
twoja osobista przyczyna dla której odsuwasz się od pozostałych,
ale nie chcę wysuwać żadnych pochopnych wniosków.
- A
ty kim w końcu jesteś? Scenarzystką czy psychiatrą? - prychnął
Daesung, chociaż widziałem, że w jego świecących oczach mieni
się podziw.
- A kto powiedział, że jedno wyklucza drugie?
*
- Mam pewien pomysł - klasnął Daesung niespodziewanie, obracając
się w miejscu, ażeby ogarnąć wzrokiem wszystkich, którzy
znajdowali się w pomieszczeniu, a w istocie zachowywali jak
największy możliwy dystans, siedząc w czterech różnych kątach
sali.
- To
nie najlepszy moment na zabawę, D-Lite - odezwał się G-Dragon z
nienaturalnym dla niego poważnym wyrazem twarzy. - Musimy pracować.
Potrzebna nam koncepcja, a nie sądzę, żeby coś takiego nam
pomogło.
-
Właśnie widzę jak wylewa się wasza kreatywność - burknął
Daesung z wyrzutem, ale niezrażony jego słowami pociągnął
Taeyanga za rękaw, zmuszając do stanięcia na własnych nogach, a
ten nawet nie stawiał wyraźnego oporu; był zmęczony, wycieńczony
zarówno w fizyczny, jak i psychiczny sposób.
- Co
ty kombinujesz? - odezwał się SOL, widząc jak D-Lite stawia
dosłownie pośrodku sali lustrzanej laptopa i kładzie się na
podłodze, uruchamiając wspomniane urządzenie.
Obserwowałem spod kaptura jego poczynania, starając się usilnie,
ażeby moje działania nie zostały przyuważone. Spośród
wszystkich to ja zachowywałem największą odległość, szczególnie
względem Seungri, który dzielnie omijał mnie spojrzeniem i
traktował niczym wyjątkowo nieciekawy element wystroju wnętrz.
Zresztą na co były mi te wysiłki? I tak pozostali nie mieli
zbytniej potrzeby zadawania się ze mną. A poza tym teraz skupiali
całą swoją uwagę na Daesung'u, który wyciągnął swój telefon
komórkowy i ze swoim naturalnym błyskiem ekscytacji w oczach
spojrzał na pozostałych.
-
Daesung-ah, nie mamy na to... - zaczął stanowczo G-Dragon, jednakże
D-Lite nie miał zamiaru go słuchać i z nadzieją od razu zwrócił
się do Taeyang'a.
-
Tylko jedna rundka, proszę! Hyuuuung! - zajęczał błagalnie i
ukorzył się przed swoim hyung'iem, niemalże czołgając się
ku niemu oraz w zabawny sposób obejmując w mocnym uścisku jego
nogi tak, że SOL omal stracił równowagę.
Już wiedziałem co chce zrobić. Coś, co niegdyś uczyniliśmy
tylko raz, ale z kolei dało nam to niesamowicie dużo rozrywki.
Wtedy byliśmy początkującą grupą, dlatego nasz harmonogram nie
był aż taki napięty, dzięki czemu mogliśmy poświęcić nieco
czasu na najcudowniejsze istoty ludzkie, dla których to wszystko
robiliśmy - naszych fanów.
Taeyang uśmiechnął się pogodnie i niespodziewanie wrócił mu
entuzjazm, który jakby przygasł na tle ostatnich wydarzeń.
Wiedziałem, że to właśnie on najsilniej przeżywa rozterki i
nieudolne zmagania wewnątrz zespołu.
-
Przestań, Daesung. Nie musisz mnie prosić o takie rzeczy. Odpowiedź
jest oczywista - odparł z lubością Youngbae, klasnął ochoczo w
dłonie, po czym z prawdziwą werwą zajął miejsce obok Daesung'a.
Wystarczyło pociągnąć jeden sznurek, ażeby wywołać reakcję
łańcuchową. Z początku nieprzychylnie nastawiony do całego
przedsięwzięcia Jiyong wstał ze swojego miejsca, odłożył
maltretowanego chwilę wcześniej Samsung'a i podreptał na środek
sali, opadając ciężko w przestrzeń pomiędzy wcześniej
przedstawioną dwójką.
-
Tabi, chodź do nas - Taeyang obejrzał się przez ramię i machnął
na mnie ręką.
Zamrugałem całkowicie wytrącony z równowagi tym nieoczekiwanym
obrotem akcji. Spodziewałem się, że nikt nie zwróci na mnie
szczególnej uwagi, a tu proszę - jest jeszcze duch w narodzie,
który nakazuje troszczyć się o zachowanie norm w rodzinie. Wstałem
niemalże w podskoku z miejsca, ale z nieśmiałym uśmiechem
uklęknąłem za nimi, tuż przed laptopem. Wszyscy spojrzeli
wyczekująco w kierunku Seungri'ego, ale - jak szybko to do nas
wszystkich dotarło, choć do mnie z ewidentnym kilkusekundowym
opóźnieniem - okazało się, że Pandy nie ma nawet w
pomieszczeniu; co gorsza nikt nie zarejestrował kiedy, jak i
dlaczego opuścił salę prób. Szczerze powiedziawszy, trochę mnie
to zirytowało - jego zachowanie jako najmłodszego członka zespołu
powinno być nie tyle co adekwatne do jego wieku, ale także
odpowiedzialne i świecące przykładem dla tych, którzy nie
potrafili w tak wzorowy sposób zapanować nad grupką ludzi jak on
sam. Dziwne, że wciąż byłem w stanie mówić o nim w
superlatywach, jednakże gdzieś głęboko w sercu chowałem
nieuleczalną na chwilę obecną urazę.
-
Pójdę sprawdzić co z nim - rzekł widocznie zmartwiony Taeyang i
przymierzał się do wstania, a w momencie, kiedy to wyciągnąłem
rękę w jego kierunku, również uczynił to G-Dragon.
Był
znacznie szybszy, dlatego też ruchem swojej dłoni przytrzymał
nadgarstek chłopaka, zmuszając go do ostatecznego pozostania w
miejscu.
-
Zostaw go. Nie jesteś jego niańką - podsumował sucho Jiyong i
puścił go wolno, ale SOL nawet przez ułamek sekundy nie stawiał
oporu.
- Ale
jestem jego przyjacielem... - wybąkał pod nosem, ale nikt zbytnio
nie zwrócił na to uwagi, poza mną, gdyż siedziałem najbliżej
niego, wciąż utrzymując pewien dystans od pozostałych.
A może tylko udawali, że nie słyszą.
I
wiem, że to było niebywale chamskie, ale przystąpiliśmy do zabawy
bez towarzystwa Seungri'ego, który nie pojawił się do końca
naszych niemalże całonocnych wybryków. Cały problem w tym, że
wszystko nie skończyło się na jednej rundzie, bo zdaliśmy sobie
sprawę, że sprawia nam to niezwykle dużo przyjemności. Co
konkretnie? Ano najlepiej zacząć od pierwszego telefonu, jaki
wykonaliśmy tego wieczoru.
Przypadkowa osoba znaleziona na fanowskim portalu, przypadkowy numer
i przypadkowy łut szczęścia, który pozwolił nam uszczęśliwić
rozmówce po drugiej stronie. Pierwszy w kolejności był Daesung, z
racji tego, że on jako pierwszy wpadł na ten pomysł. Było drętwo,
trochę niezręcznie, nietypowo w porównaniu z naszymi dzikimi
zabawami w przeszłości, ale w skupieniu wsłuchiwaliśmy się w
odgłos sygnału na włączonej funkcji głośnomówiącej.
-
Yeoboseyo?- odezwał się dziewczęcy głos po drugiej stronie
słuchawki.
-
Cześć, Park Jimin.
-
Cześć - odrzekła nieformalnie, całkiem na luzie, choć trochę
niepewnie.
-
Tutaj Daesung z Big Bang. Właśnie znalazłem twój numer telefonu
na fanowskiej stronie i stwierdziłem, że miło byłoby zadzwonić.
Cieszysz się? - wyrzucił z siebie roześmiany chłopak, a ja w
napięciu nasłuchiwałem reakcji jego rozmówczyni.
- …
To jakiś żart? - Rozległ się głos w słuchawce, nieco
przerażony, że jej prywatny numer wpadł w niepowołane ręce; duże
prawdopodobieństwo, że to ręce jakiegoś gwałciciela, a ja byłem
w stanie wysnuć sobie scenariusz jaki pojawił się w myślach
nastolatki.
Daesung
jednak świetnie wiedział jak sobie poradzić w takiej sytuacji i
najzwyczajniej w świecie zaczął śpiewać refren jednej z naszych
najpopularniejszych piosenek, na co dziewczyna zareagowała w końcu
w oczekiwany przez nas sposób - piskiem przeplatanym z
namiętnym powtarzaniem „O mój Boże!”, i to tak głośnym,
że zdawał się wprawiać w drganie każdy nerw mojego ciała. Nie
było to negatywne uczucie, ale nie mogłem się odpędzić od
irytującego uczucia, iż wcale na to nie zasługuję. Mimo to,
przyjemne łaskotanie i poczucie wzrastającej ekscytacji przyprawiło
mnie o uśmiech na twarzy, a to samo można było powiedzieć o
pozostałych osobach.
- A
więc, Jimin-ah, jesteśmy tutaj w prawie kompletnym składzie. Czy
jest ktoś, z kim chciałabyś porozmawiać? - zapytał po chwili
Daesung donośnym głosem, kiedy dziewczyna ustabilizowała swój
oddech i była zdolna dalej prowadzić rozmowę.
-
TOP-oppa - odezwała się z ekscytacją w głosie, kiedy to Daesung
przekazywał mi swój telefon komórkowy.
Momentalnie wszyscy skupili się wokół mnie, z zainteresowaniem
oczekując jakie będą rezultaty naszej rozmowy. Tego właśnie się obawiałem. Ostatnio przestałem zachwycać się radością płynącą z bycia w świetle reflektorów.
-
Yeoboseyo? - zacząłem, niezbyt pewny do tego jaki kontakt
powinienem nawiązać z osobą po drugiej stronie, ale zbytnie
wysilanie się w tej kwestii było zbędne, bo to wystarczyło, ażeby
emocje dosłownie eksplodowały.
-
TOP-oppa! - powtórzyła energicznie, a barwa jej głosu uległa
gwałtownej zmianie, gdyż nagle brzmiał on znacznie łagodniej i
autentycznie słodko w porównaniu z wręcz obojętnym powitaniem na
początku rozmowy.
-
Powiedz nam dlaczego najbardziej lubisz Seunghyun'a! - wykrzyknął
do słuchawki najwyraźniej rozbawiony GD, który ni stąd ni zowąd
jednak postanowił zaangażować się w naszą „dorywczą”
rozrywkę i również czerpać z tego jakieś korzyści.
- Oh,
to trudne pytanie... - odezwała się już nieco spokojniejszym
głosem nasza rozmówczyni, ale było wyraźnie słychać, iż jej
głos brzmi od zdenerwowania przed zniszczeniem tak pamiętnej
chwili. - Jest przystojny, zabawny, uroczy... I zawsze jest sobą.
Nikogo nie musi udawać i dlatego kochamy go takim, jaki jest. -
wydukała dziewczyna, chociaż tym razem w jej głosie było słychać
niezwykłą dozę dumy.
- Nie
tylko ty tak uważasz - odezwał się Taeyang z delikatnym uśmiechem,
który również obejmował jego wiecznie ciepłe, roześmiane oczy,
chociaż kątem oka dojrzałem, że to Jiyong jako pierwszy odwrócił
wzrok jak gdyby miał wobec tych słów istotnie mieszane uczucia.
Zabawne, że tak niewiele do szczęścia potrzeba.
*
Obudziło mnie przenikliwe zimno, rozciągające się po całej
powierzchni moich pleców, które miało związek z podłożem na
jakim aktualnie leżałem. Odczuwałem boleśnie niewygodne ułożenie
szyi, podczas gdy tył mojej głowy opierał się o coś wyjątkowo
względnie miękkiego. Ponadto okolice mojego żołądka uciskane
były przez bliżej nieokreślony kształt, a mój lewy bok posiadał
żywy system ogrzewania w postaci czyjejś unoszącej się klatki
piersiowej w rytm głębokiego oddechu. Mój wzrok padł centralnie
na sufit w chwili, kiedy zdecydowałem się otworzyć oczy,
zirytowany odrętwiałymi partiami ciała.
Spojrzałem w dół i kiedy zorientowałem się, w jakiej znajduję
się sytuacji, fala wspomnień z poprzedniego wieczoru zaczęła
napływać do mojej głowy. Patrzyłem wprost na głowę Taeyang'a,
która przylgnęła do mojego brzucha, a ja nawet nie potrafiłem
skojarzyć faktów, naprowadzających mnie na jakiekolwiek wskazówki,
jak, kiedy i gdzie do tego doszło. Do mojego boku przylepił się
niczym pasożyt Daesung, śpiąc z szeroko otwartymi ustami oraz
przygniatając umięśnioną ręką moją klatkę piersiową. Z kolei
„ten niezidentyfikowany głaz pod moją nogą” to nie było nic
innego jak kościste nogi G-Dragona, a raczej jego chude, pozbawione
grama tłuszczu uda. Sam właściciel tych jakże ekskluzywnych
modeli do spania zwinął się w kłębek i spał z mojej prawej
strony, opierając głowę na dziwnie wygiętej ręce Taeyang'a.
Czułem się tak, jakby wszyscy posnęli, czuwając nad moją duszą.
Teraz, gdy wracały do mnie zamazane obrazy z nocnych wariacji, nie
byłem już wcale zdziwiony, że skończyliśmy w tak specyficznym
położeniu. Jak już wcześniej wspomniano - pierwsza runda nie
symbolizowała końca, a jedynie początek. Może to i nienormalne,
że zdarzało się nam nawet budzić ludzi w nocy namiętnym
wydzwanianiem na ich telefony, ale bynajmniej mieliśmy przednią
zabawę i po raz pierwszy od niepamiętnych czasów, mimo wiekowej
dojrzałości, bawiliśmy się niczym dzieci w piaskownicy, a nic
porozumienia została nawiązana jak przy lepieniu wspólnych babek z
piasku. Przyszła taka chwila, że śmialiśmy się z byle czego, z
byle głupoty i błahostki, takiej jak całkowicie pozbawione sensu
żarty D-Lite'a albo też moje taneczne ruchy, które prezentowałem
bez zbędnych uprzedzeń. Interesowaliśmy się każdą reakcją,
każdy słowem, każdą zmianą na twarzy pozostałych. Czułem się
jak w rodzinie, ale nie takiej, gdzie towarzystwo bliskich osób
staje się męczące im większe jest tego natężenie - a takiej,
gdzie liczy się po prostu druga osoba. I ta trzecia. I ta czwarta.
Wszyscy, a każdy po równo. Tak samo ważny, tak samo istotny dla
całokształtu rodziny.
I nawet nie jest dziwne, że skończyliśmy na podłodze, a nie we
własnych łóżkach. Znużeni spożytkowaniem energii na bezustanne
figle zamiast ćwiczyć, ułożyliśmy się na ziemi i rozprawiając
o pozytywnych zdarzeniach z kart naszej przeszłości, kolejno
pousypialiśmy, nawet nie kwapiąc się o przykrycie kurtkami.
Zamknąłem ponownie ociężałe powieki i zdecydowałem się
zignorować tępy ból w okolicach krzyża. Trudno było mi ocenić,
która była godzina, dlatego nie za bardzo widziało mi się
bezsensowne ruszanie się z miejsca. Zasada była prosta - jeśli
Taeyang się nie ruszał, to znaczy, że mogliśmy spokojnie
wegetować dalej.
Nietrudno się domyślić i właściwie prawidłowo należy się
spodziewać, że nie mogliśmy zbyt długo nacieszyć się naszą
wolnością. Kolejny rodzaj pobudki, który stawia na nogi szybciej
niż sygnał lodziarki przejeżdżającej pod twoim domem. Zimna
woda, która w brutalny sposób nie zrosiła, a zalała potężną
falą całą moje oblicze, łącznie z kapturem oraz włosami.
Poczułem jak Jiyong gwałtownie drgnął, czując przenikliwe zimno
na swoich udach. Również nie pozostałem obojętny na taki brutalny
bodziec zewnętrzny - poderwałem się natychmiastowo do pozycji
siedzącej, w czego wyniku Tayeang opadł dość bezpiecznie na moje
kolana, ale Daesung, któy miał nieco mniej szczęścia niż ten
pierwszy, wylądował twardo na parkiecie, czemu towarzyszy donośny
jęk bólu. Przecierałem twarz rękawami bluzy i obejrzałem się
nienawistnie za siebie, ażeby zlokalizować osobę, która była
odpowiedzialna za tą całą farsę.
Cóż, naprawdę nietrudno jest się domyślić kim była ta
tajemnicza postać, prosząca się o wyjątkowo bolesną, męczącą
i niekończącą się śmierć w istnych torturach.
-
Jasmine! - warknąłem ostrzegawczo niczym pies obronny, tym razem
już całkowicie pogodzony z jawnym okazywaniem nawet tych skrajnie
negatywnych emocji.
Zauważyłem
w jej uśmiechu coś łobuzerskiego, coś, co nie przypominało
szyderczego szczerzenia się mięsożernej hieny. Ta iskra, która
przemknęła pomiędzy naszymi spojrzeniami zmusiła mnie do szybkiej
mobilizacji pracy nóg, a tym samym podniesienia czterech liter z
zimnej podłogi. Wyciągnąłem automatycznie rękę, próbując
uchwycić jakiś łatwy do zdobycia element ubioru Jasmine, ale ta
zwinnie niczym fretka odskoczyła, oddalając się ode mnie z
zadziornym uśmieszkiem, gdzie eksponowała rząd górnych zębów.
-
Stój.. - Starałem się mówić spokojnie, właściwie jak do psa;
jej reakcja również była podobna do tego czworonoga, bo gdy
zrobiłem zaledwie jeden krok, to rzuciła się do drzwi, wytrącona
z równowagi adrenaliną i spłoszona brakiem świadomości co
mógłbym jej zrobić w chwili złapania.
Nie myślałem zbyt wiele - rzuciłem się za nią w pościg,
mając nadzieję, że nie potrwa to zbyt długo, bo w porównaniu do
pozostałych członków zespołu moja kondycja przypominała
zardzewiałego, nienaoliwionego robota. Pędziłem za nią, skręcając
w znane mi korytarze, mijając po drodze znajome twarze, które ledwo
zdołałem pozdrowić z powodu braku tchu. Właściwie to ciągle
stawiałem przed sobą pytanie: „Po cholerę ja to robię?”,
ale jakaś niewyjaśniona siła nakazywała mi nie spuszczać wzroku
z falujących na horyzoncie ciemnych włosów dziewczyny. Przez
skorupę wrodzonej tępoty zaczęły przelewać się myśli, które
namiętnie próbowały skupić moją uwagę na lśniącej ich
powierzchni oraz gładkości, z jaką prześlizgują się po plecach.
Potrząsnąłem gwałtownie głową, ponieważ żywiłem głęboką
nadzieję, że to wystarczy, ażeby wyzbyć się tych niemoralnych, a
także niezrozumiałych i wstydliwych do najwyższego stopnia
zboczenia myśli. Zamrugałem kilkakrotnie, skonfundowany swoim
położeniem, a przy tym zdałem sobie sprawę, że zgubiłem jej
trop. Zwolniłem znacznie, czując i jednocześnie słysząc jedynie
głuche uderzenia swojego serca o komorę. Uwalniając ciężko
powietrze z płuc, odgarnąłem mokre od rozlanej wcześniej wody
włosy i rozglądałem się na boki, poszukując jakiejś żywej
duszy w pobliżu. Skręciłem w lewo, dochodząc do rozwidlenia, a to
właśnie wówczas poczułem zdecydowany uścisk na moim nadgarstku
oraz gwałtowne szarpnięcie tak, że przez ułamek sekundy
zastanawiałem się czy mój bark jest wciąż na swoim pierwotnym
miejscu.
Było ciasno - to jedyne co pamiętam. Nie kojarzyłem tego
miejsca, tej przestrzeni, zapewne rzadko uczęszczanej przez
pracowników wytwórni. Nie słyszałem nic - tak jakby to miejsce w
ogóle nie żyło. Ale miałem przed sobą jedynie Jasmine, która
teraz intensywnie wpatrywała się w moją twarz i przygryzała wargę
w zaskakująco ponętny oraz kobiecy sposób. Dziwne, ale pierwszy
raz widziałem w niej coś, co mogło świadczyć o jakiś
pozostałościach czy też oznakach jej przynależności do płci
pięknej.
-
Proszę, wybacz mi. Teraz i kiedyś. Proszę. - wyszepnęła z
zaskakująco błagalnym wyrazem twarzy, a to oblicze było niemal
porównywalne do osoby proszącej o pozwolenie na dalsze życie,
zupełnie jakby to było w pełni zależne ode mnie.
Nie czekała na odpowiedź. Ponownie rzekła cicho, niemal na
bezdechu słowo „wybacz”. A to, co wydarzyło się
później, przechodziło pojęcie rzeczy wybaczalnych i
niewybaczalnych. Jej karmazynowe usta stanęły na drodze moich, tym
razem niezdarnie, ale skutecznie znajdując swoje odpowiednie
położenie. Poczułem paraliżujący dreszcz - od kręgów szyjnych
do kości ogonowej, wzdłuż pełnej linii kręgosłupa. Rozum
gwałtownie zaprzeczał, ale serce rwało do przodu. Tyle sprzecznych
myśli zależnych tylko od jednego dotyku ust. Od jednego pocałunku.
Nie rozumiałem. Nic nie rozumiałem. Jak zwykle. Czy kiedykolwiek
miałem zrozumieć?
*
SŁOWNICZEK:
"Yeoboseyo?" - "Halo?" [przy odbieraniu telefonu]
SŁOWNICZEK:
"Yeoboseyo?" - "Halo?" [przy odbieraniu telefonu]
Rozdział
napisany kosztem godzin mojego snu, ale jest i to się liczy.
Tyłka nie urywa i dlatego jestem na siebie zła.
Cóż,
byłam zdesperowana, żeby go napisać.
Z
jednej bardzo prostej przyczyny.
Panie
i panowie, dzisiaj jest 4 listopada.
Dzień,
w którym pewna osoba kończy 25 lat, choć w przełożeniu na
koreański tryb to 26.
Tak,
tą osobą jest nasz najwspanialszy, najcudowniejszy, najbardziej
unikatowy bingu TOP.
Wszystkiego
najlepszego, Choi Seunghyun.
Obyś
dalej był naszym filozoficznym mentorem zarówno w tańcu, jak i
absolutnych popisach głupoty. Pozostań sobą, dalej rapuj i
beatbox'uj w tak niesamowity, ujmujący sposób, szlifuj swoje zdolności
aktorskie, dawaj z siebie wszystko dla ludzi, których kochasz, w tym
również siebie, a także nie zapominaj o celu, który obrałeś
sobie bardzo dawno temu.
Kocham
Cię. Naprawdę.
Jesteś
moim prawdziwym idolem.
Także to tyle.
Jestem tak rozczulona, rozklejona i w dodatku wykończona, że nic
więcej nie napiszę.
Wybaczcie, że was zamęczyłam tak długim rozdziałem.
Tacos
rule,
nie marudź. mnie tam zauroczył ten rozdział.
OdpowiedzUsuńa wspomninałam ci już, że bardzo lubie twoje porównania? nie przytocze Ci teraz dokładnie, które aż tak bardzo mi sie spodobały, ale zawsze są one niebanalne.
rodział jest przedni. ta ich "integracja" była świetna,ale wychodzi na to, że to V.I ma jakiś olbrzymi problem z TOPem, a nie reszta, bo jak widać świetnie sie dogadują.
no a panienka Anderson - nie taki diabeł straszny,jak go malują. choć jestem ciekawa co z tym fantem zrobi Tabi. bo ten pocałunek, no cóż...*-*
czekam na kolejny.
pozdrawiam,
rudablondynka (@MellHappyStar)
Łał, łał i ... łał~~!
OdpowiedzUsuńTo jest niesamowite! (I długie ^.<)
Nie no, zakochałam się w tym rozdziale And This Is Your Merit ^^ Congratulations~~~~!
Wybacz za ten angielski, poniosło mnie XD Wszystko co piszesz jest takie... prawdziwe. Normalnie jakbym sama tam była, zamiast TOP'a (Happy Birthday!)
Pozdrawiam~~!
Daesung przeglądający się w damskiej łazience, jak gdyby nigdy nic, chociaż tuż obok TOP cierpi męczarnie zadawane przez Jasmine. Czy ja już mówiłam, że ten chłopak jest genialny? Nie? To właśnie mówię :D. No i długi język rzeczywiście ma. Nie da się zaprzeczyć. "W takim razie co robisz w imię prawdziwej miłości? Podpinasz pod sufit i chłostasz jak w japońskich mangach z gatunku hentai?" - HAHAHAHAHAHAH! Leżę i zwijam się śmiechu! Tak genialnego tekstu to dawno nie czytałam, naprawdę! TOP, jesteś moim geniuszem! Sarangaheyo! <3. Jeszcze jak sobie wyobraziłam, gdy stuka się w czoło, a Daesung mu przytakuje na znak, że Jasmine ma coś z głową to scena w ogóle była perfekcyjna. Ach, uwielbiam to uczucie, gdy czytam Twoje opowiadania i czuje się tak, jakbym oglądała dramę *,*. No i muszę przyznać, że Jasmine miała rację. To smutne, że członkowie BIGBANG z dnia na dzień coraz bardziej się od siebie oddalają. Kłótnie, obarczanie się winą, zrzucanie wszystkiego na biednego TOP. Niech Jasmine zostanie psychoterapeutą tego zespołu. Jestem ciekawa, jak by się spisała.
OdpowiedzUsuńRozumiem, że chłopaki muszą pracować, ale GD naprawdę powinien wyluzować. Rozluźnić się. Zacząć korzystać z życia i dawać Daesung'owi dojść do głosu, tym bardziej, że jako jedyny stara się załagodzić napiętą atmosferę. I naprawdę sprawił, iż dzięki jednemu głupiemu laptopowi choć na moment mogłam czytać o zgranym BIGBANG. Oczywiście Seungri wyszedł, no bo po co ma się starać, prawda? Aish, jak on mnie wkurza!
Mamo, gdyby tak do mnie zadzwonił członek BIGBANG... nigdy nie przestałabym się do siebie uśmiechać, naprawdę. Tak bardzo zazdroszczę tej dziewczynie! Ja bym chciała porozmawiać z każdym z nich *,*. Zgadzam się z określeniem TOP, choć ostatnio rzadko jest sobą. Mam nadzieję, że rozmowa z fanką sprawi, iż coś zrozumie. Pozwoli, by zagościł w nim szczęśliwy chłopak, który kocha życie. Kocha swój zespół i jest dumny z tego, że może spełniać marzenia. Wierzę w ciebie, TOP, oppa!
HAHAHAHAHA uwielbiam opis wybudzenia TOP i tego, jak określił każdego z śpiących członków. Daesung pasożyt? Błagam xD. Ponadto wychodzi na to, że nasi chłopcy spędzili naprawdę cudownie czas. TOP czuł się jak w szczęśliwej rodzinie. Nawet tańczył swoje wygibasy, które tak uwielbiam! Przez moment pomyślałam: "Nie. To niemożliwe. TOP czuł się naprawdę szczęśliwy?", ale po chwili doszło do mnie, że tak naprawdę było. Niestety tak cudowną sielankę musiała zakończyć Jasmine. Dziewczyno! Czasami cię lubię, ale często bywasz tak denerwująca, że mam ochotę odrąbać ci głowę! Ale gdy TOP rzucił się w pogoń za tobą niczym zardzewiały, nienaoliwiony (ależ mi się spodobało to określenie!) robot, uśmiech nie schodził mi z twarzy. Zaciągnęła TOP w spokojne, ciche miejsce, gdzie go... POCAŁOWAŁA! W dodatku prosiła, by jej to wybaczył. Ale... DOSZŁO DO POCAŁUNKU! DRUGI RAZ Z JEJ INICJATYWY! Nie wierzę... jestem w takim samym szoku jak TOP... ale z jakiegoś powodu moje serce się raduje. Myśl, że TOP dzięki Jasmine już nigdy nie byłby taki samotny sprawia, że zapominam o ciemnej stronie dziewczyny. Może będą z niej jeszcze ludzie?
Kocham Cię. Kocham to opowiadanie tak, że aż brak mi słów. Kocham Twoją twórczość i każde słowo, które napiszesz. Wiedz, że na zawsze pozostanę Twoją wierną czytelniczką i błagam - nigdy, PRZENIGDY nie rezygnuj z opowiadań o naszych cudownych Azjatach. Dzięki nim sprawiasz, że jestem szczęśliwszym człowiekiem. Kamsamida ♥.
Dołączam się do życzeń naszego cudownego Bingu TOP i czekam z utęsknieniem na dziesiątkę <3.
Muszę powiedzieć, że pierwszy raz spotykam się z podobną tematyką. Być może dlatego, że nie szukam. jestem zbyt leniwa. Nie powiem, ale podoba mi się to opowiadanie i liczę, że będziesz mnie powiadamiać o nn. :) Taka ciekawa odmiana od czysto potterowskich ff. ;)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Twój styl pisania, bogate słownictwo. Zazdroszczę, bo ja mam czasem sklerozę i trwa kilka minut, zanim znajdę to słowo, o którym myślę. Ale to zależy od dnia.
Pozdrawiam,
Eileen
Mam nadzieję, że jednak mnie nie udusisz. Wiem, że jestem cholernie późno, kurcze, przepraszam. Głupio mi. Kiedy pamiętałam o Twoim blogu to nie potrafiłam się jakoś zebrać, a później nie zaglądałam na marsz-mendelsona i zapomniałam. Następnym razem dodam do zakładek, bo to się aż prosi o pomstę do nieba. Jeszcze w dodatku teraz nie potrafiłam odtworzyć Twojego bloga, bo mój internet jest tak beznadziejny, że musi zamulać. Ciśnienie mi podskoczyło, ale dzięki Tobie już jest w normie. Ty doskonale wiesz, że piszesz jak profesjonalistka. Rasowa pisarka z długoletnim stażem, wielkim doświadczeniem i ogromnym talentem. Więc to żadna nowość, że Cię chwalę, ale mniejsza z tym. Jeśli chodzi o rozdział - rzeczywiście długi. Nie gniewaj się, ale jeśli o mnie chodzi to jednak trochę zbyt długi. Jednak, przeczytałam i podobał mi się. Nic nie wyróżnię, bo wszystko było znakomite. Jakoś nie mam weny, co do komentarzy, mam nadzieję, że mi wybaczysz.
OdpowiedzUsuńJeśli jesteś zainteresowana, to u mnie rozdział pierwszy, choć wątpię, że będziesz -
zapach-jego-koszul.blogspot.com/
OMG! Dzięki tobie jeszcze bardziej kocham TOP`a! hahahah Wczoraj już zaczęłam czytać pierwsze rozdziały noo i nareszcie jestem na bieżąco xD Kocham BigBang! A tu jeszcze tak świetnie napisane opowiadanie! Stylu pisanie nie skomentuje, bo musiałabym użyć dużo pozytywnych epitetów wziętych z kosmosu, których nikt oprócz mnie nie rozumie ^^ A i co najważniejsze - ukazałaś bangów tak jak ja ich sobie wyobrażam
OdpowiedzUsuń